O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

czwartek, 19 kwietnia 2012

Księga 1 - Rozdział 11

      Wiedziałam bardzo dobrze, że jest już rano, lecz moje ciało nie wydawało ani krzty zainteresowania tym faktem. Obróciłam się na drugi bok, zamknęłam oczy, po czym zasnęłam z powrotem...

                                                           * * *

      Obudził mnie, tak ja zeszłego dnia dźwięk ciężkich, czekoladowych kotar, rozzuwanych przez Nataniela. Otworzyłam jedno oko, następnie drugie, przyzwyczajając się do światła, które nagle zapanowało pomieszczeniem. Wstałam i usiadłam na łóżku, unosząc ręce wysoko do góry, aby się rozciągnąć. Spojrzałam na stojącego nadal przy oknach Nataniela, bawiącego się zapięciem ich w tych samych miejscach co przedtem.
- O nareszcie wstałaś!?- Zawołał radośnie i ruszył w stronę drzwi do łazienki, otworzył je i spojrzał na mnie z uśmiechem.- Na szafce przy wannie masz ubrania w które się ubierzesz, po czym, gdy tylko będziesz już gotowa, zejdź na dół na śniadanie. Chyba, że zjesz w pokoju?- Odparł i wyszedł.
      Wstałam i z zaciekawieniem weszłam do łazienki. Zlękłam się, gdy spojrzałam w lustro, widząc moje rozczochrane włosy i czując nie przyjemną woń potu, która przypomniała mi dlaczego tak wyglądam. jak najszybciej wskoczyłam do wanny i zajęłam się moją poranną toaletą. Kiedy stwierdziłam, że wszystko jest już okej, podeszłam do szafki wskazanej wcześniej przez Nataniela, narzucając na siebie szlafrok.
      Chwyciłam wszystkie leżące na niej rzeczy i weszłam z powrotem do pokoju. Rzuciłam ubrania na łóżko przyglądając im się jednocześnie. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że są to nie licząc bielizny,ubrania do jady konnej które kupiłam poprzedniego dnia. Zdziwiło mnie to trochę, ale jeżeli Nataniel kazał mi to ubrać to chyba miało to jakiś cel. Gdy założyłam już bieliznę, z powrotem narzuciłam na siebie szlafrok, zastanawiając się które bryczesy i koszulkę mam ubrać. Po kilu chwilach zdecydowałam się jednak na czarne bryczesy i czerwony top, do tego założyłam będące przy tych rzeczach buty. obejrzałam się tylko jeszcze raz w lustrze, stwierdzając, że wszystko jest tak jak powinno, przynajmniej dla mnie i ruszyłam w stronę jadalni.

                                                       * * *

      Po udanym śniadaniu, a było takie z powodu braku Dereka, aczkolwiek i z tego też, że nie musiałam się nigdzie spieszyć.
      Teraz maszerowałam za Natanielem, który poprowadził mnie tył posiadłości, po czym skręcił w lewo i kamienną ścieżką ruszyliśmy dalej. Po chwili, zauważyłam ceglany budynek z wielkimi, drewnianymi drzwiami po obu stronach. Tuż przed nim stała piękna czarno-srebrna kareta z namalowanym herbem na drzwiach i dachu, takim samym jak ten na głównych drzwiach posiadłości Shara von Dakhana. Więc domyśliłam się, że ów budynek musi być stajnią.
- Panienka poczeka tu chwilkę...- Powiedział Nataniel i ruszył dalej stronę stajni.- Zaraz wracam.
      Po kilku minutach wyszedł z budynku, a tuż za nim szedł chłopak, może trochę straszy ode mnie, ale nie więcej niż 2-3 lata. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a gdy nasze oczy się spotkały, spuścił wzrok rumieniąc się przy tym.
- Panienko, to jest East.- Powiedział Nataniel, po czym wskazał na chłopaka stającego za nim.
- Miło mi, jestem Awaragona.- Odpowiedziałam i posłałam mu przyjacielski uśmiech, na co zareagował  uroczym zakłopotaniem.
- East, będzie cię uczył jazdy konnej.- Dodał po chwili Nataniel.
      Spojrzałam na niego z przerażeniem, a w oczach chłopaka zauważyłam tańczące ogniki podniecenia i radości.
- Ależ, ja nigdy nie jeździłam konno!- Pisnęłam z przerażeniem. 
- Wiem, dlatego East cię nauczy, ale na początku zaprowadzi cię do stajni i wybierzesz sobie konia, dobrze? To będzie tylko, i wyłącznie twój koń, i nikt poza tobą, nie będzie mógł na nim jeździć bez twojej wcześniejszej zgody. Zrozumiano?- Powiedział Nataniel i posłał mi pytające spojrzenie, na co tylko pokiwałam głową, że zrozumiałam.- A teraz zostawiam cię pod opieką Easta, ja mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- Dodał i odszedł.
      Gdy tylko zniknął z pola mojego wzroku odwróciłam się do stającego za mną chłopaka.
- Prowadź.- Powiedziałam z uśmiechem, chłopak skinął głową ruszając w stronę stajni.
      Kierując się za chłopakiem, weszłam do wielkiej hali, która była podzielona na dwie części, gospodarczą, gdzie znajdowały się owce, kozy, krowy i tym podobne i cześć w której znajdowały się same konie. chłopak od razu ruszył w stronę koni, otwierają przede mną furtkę dzielącą pomieszczenia. 
      Przyjrzałam się dokładnie boksom. Każdy z nich był taki sam, panował tu porządek, a każde zwierzę miało czystą wodę i paszę. policzyłam je wszystkie i było ich 16, po osiem z każdej strony. Spojrzałam za siebie, szukając chłopaka który mnie tu przyprowadził, lecz on znajdował się teraz w części gospodarczej i właśnie wypuszczał bydło na łąkę. Postanawiając mu nie przeszkadzać racy, podeszłam do pierwszego boksu po prwawej i kierowałam się do przodu, po czym przeszłam na lewą stronę przyglądając się uważnie zwierzętom. Trzy ostatnie boksy były puste więc pomyślałam, że nie ma więcej koni i odwróciłam się, wpadając przy tym na stającego za mną Easta.
- Och, ja najmocniej przepraszam... Ja nie chciałam...- Zaczęłam go przepraszać, a na jego twarzy malowało się coraz to większe zdziwienie.
- Nic się nie stało, to ja przepraszam, że podeszłam panience pod nogi.- Powiedział to tak jakby się mnie bał, po czym zawstydzony spuścił ponownie wzrok.
- Mów mi po prostu Aw, ok?- Odparłam i podeszłam do jednego w boksów.- Ten jest śliczny...- Powiedziałam, przyglądając się koniu który stał naprzeciw mnie i przyglądał się uważnie.
- Prawda, lecz to jest koń panicza Dereka...- Odpowiedział chłopak i spojrzał współczująco na zwierzę.- A czy widziałaś pozostałe?- Spytał a w jego oczach na powrót zaczęły tańczyć iskierki.
- Tak.- Odparłam i ruszyłam dalej przyglądając się jeszcze raz wszystkim zwierzętom.
      Przystanęłam na chwilę przy ostatni boksie po prawej stronie, i gdy miałam już przechodzić na drugą stronę, moją uwagę przykuło głośnie rżenie na zewnątrz. Wychyliłam się przez bramkę i zobaczyłam galopującego w moim kierunku, czarnego konia z białą grzywą i ogonem. Zwierzę zatrzymało się i ruszyło z powrotem w stronę łąki.
- A ten czyj jest?- Spytałam, pokazując niekulturalnie palcem wybranego konia.
- Który?- Spytał chłopak, bo gdy tylko podszedł koń stanął obok drugiego czekoladowego.-  Ten Brązowy?
- Nie, ten czarny obok?- Spojrzałam na Easta i widziałam jak blednie.- Coś nie tak? Źle się czujesz?- Spytałam.
- Nie, nie. Chodzi tylko o to, że...
- Ten koń, nie jest dla kobiet.
      Odwróciłam się i zobaczyłam stającego za sobą Dereka, który właśnie przerwał Eastowi, i mierzył go teraz złowrogo.
- Co ty tu robisz?- Spytałam i stanęłam między nim a chłopakiem, którego miażdżył wzrokiem.- I dlaczego niby, ten koń nie jest dla kobiet?- Dodałam z nieukrywanym urażeniem.
- Bo to Akkarin!?- Zawołał donośnie, a wszystkie zwierzęta znajdujące się w stajni, zaczęły z niepokojem piszczeć, muczeć, beczeć i prychać.- Nawet ja się go boje!- Dodał i wychylił się, aby zobaczyć owego konia.
- Ty się go boisz?!- Zaśmiałam się.- Wielki Derek, boi się konia? No myślałam, że na więcej cię stać.- Powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia, lecz on zastawił mnie je opierając się o jedną ze ścian boksu.- Zejdź mi z drogi!- Warknęłam i zrobiłam jeszcze jeden krok bo przodu, lecz on ani drgnął.- Cóż nie pozostawiasz mi nic innego do wyboru jak to, że pójdę naokoło.- Odparłam i odwróciłam się w stronę bramki prowadzącej na łąkę.
- Nie chcesz tam iść...- Powiedział powoli East, ale ja odpowiedziałam mu tylko uśmiechem i wyszłam na zewnątrz...

                                                                 * * * 

     Chyba się przeliczyłam? Pomyślałam, gdy wyszłam ze stajni wprost na wybieg. Byłam święcie przekonana, że będzie tu tak samo jak z drugiej strony budynku, najpierw droga a dopiero później pole dla zwierząt, lecz tu było inaczej.
     Odwróciłam się nerwowo, słysząc dzikie rżenie i zbliżający się odgłos galopujących kopyt. Moje oczy jednak nic nie widziały, lecz ja czułam, że coś biegło. Rzuciłam się do ucieczki, w kierunku najbliższego płotu, pragnąc jak najszybciej znaleźć się po jego drugiej stronie, lecz moje pragnienia rozpadły się, gdy ujrzałam stojące za nim cztery ogromne dogi niemieckie.
     Coś uderzyło mnie w plecy między łopatkami z taką siłą, że z impetem runęłam przed siebie na ziemię, wyzbywając się całego powietrza z płuc.
- Awaragono!! Uciekaj!! Już!! Uciekaj!!- Usłyszałam krzyk Easta albo Dereka.
     Byłam w szoku, lecz nie zamierzałam leżeć i czekać na kolejny cios. Jak najszybciej wstałam i ruszyłam biegiem w stronę stajni. Znów moich uszu doszły odgłosy galopujących kopyt. odwróciłam się i zobaczyłam galopującego w moją stronę czarnego ogiera, który tak bardzo mi się podobał, zwierzę skręciło i stanęło dęba tyłem do mnie, wyglądało to jakby próbował mnie bronić. Nagle koń runął na bok, jakby zdmuchnięte podmuchem wiatru.
- Nie, zostaw go!- To był mój głos.
     Rzuciłam się biegiem w stronę leżącego konia, próbując zasłonić go własnym ciałem, co było nie możliwością, a na pewno nie przed nie widzialnym wrogiem.
- Panienko!- Krzyk Nataniela biegnącego w moją stronę, przywołał na moją twarz cień bladego uśmiechu.
      Poczułam na mojej skórze mrowienie, które przerodziło się pieczenie. Nagle ustało, a ja poczułam się, jakbym została zamknięta w wielkiej bańce.
- Co się dzieje?!- Krzyknęłam a  wo moich oczach pojawiły się łzy.- Natanielu?! Błagam zrób coś!!
      Nie wytrzymałam, mój krzyk przerodził się w ryk strachu i bezsilności. Moje wszystkie tłumione uczucia wylewały się ze mnie. schowałam twarz w dłoniach, pragnąc aby to wszystko się skończyło.
     Poczułam czyjeś ręce łapiące mnie za ramiona i straciłam grunt pod nogami, następnie mocne uderzenie w tył głowy a potem... Potem była już tylko ciemność...

                                                           * * *

- Proszę się nie martwić, Powinna się obudzić za niecałe 5 minut...- Usłyszałam głos starszej kobiety uchyliłam delikatnie jedną powiekę.- O widzę, że ktoś tu wraca do żywych.- Powiedziała i nachyliła się ku mnie, przyłożyła mi coś zimnego do czoła i poczułam nagły przypływ energii.
     Otworzyłam szerzej oczy i usiłowałam się podnieść, natychmiast poczułam przytrzymujące mnie dłonie. Rozejrzałam się dookoła, tuż obok mnie stał Nataniel, do moich oczu znów napłynęły łzy szczęścia...
- Nataniel...- Z trudem wyszeptałam.- Ja... Przepraszam... Ja tak się bałam...
     Z moich oczu popłynęły łzy, lecz nie były to już łzy szczęścia ale wstydu i nienawiści do samej siebie.
- Już spokojnie... Ciii... Leż i odpoczywaj.- Powiedzial łagodnie i pogłaskał mnie po policzku, zrobił to w taki sposób w jaki zawsze robił to mój tata, kiedy byłam jeszcze mała.- To nie twoja wina... Nie wiedziałaś co się stanie to...
- Powiedz mi co to było?- Powiedziałam już trochę głośniej, lecz mój głos nadal był niepewny.- Proszę powiedz...
     Jego twarz przybrała wyraz pełny bólu i smutku, a oczy stały się ciemne. Spojrzał na mnie z taką miną, że nie wiedziałam czy mam płakać czy zacząć go pocieszać, czy też mam się go bać.
     Donośne walenie do drzwi rozległo się tak nagle, że nawet Nataniel podskoczył, zaraz po tym otworzyły się, a w ich progu stał zmachany Derek. Spiorunował wzrokiem staruszkę, po czym podszedł do niej i powiedział coś do niej, czego nie dane było mi słyszeć. Kobieta zrobiła wielkie oczy i z pośpiechem wybiegła z pomieszczenia. Wtedy Derek podszedł w stronę łóżka na którym leżałam i usiadł na ławeczce obok Nataniela. Położył mu rękę na ramieniu i spojrzał mu głęboko w oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mężczyzna natychmiast wstał ukłonił się mu, spojrzał na mnie z politowaniem i współczuciem i wyszedł z pomieszczenia, jak zrobiła to wcześniej staruszka. Derek nachylił się ku mnie posyłając mi, tak dobrze znany, irytujący uśmieszek...

Brak komentarzy: