O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

sobota, 16 czerwca 2012

Księga 1 - Rozdział 18

       A jednak Shar miał rację. Pomyślałam idąc po schodach. U podnóża schodów przede mną stał już Nataniel. Wyglądał normalnie, ale coś nie dawało mi spokoju. Gdy nareszcie zeszłam, zrobiłam jeszcze kilka kroków i stanęłam przed nim. Wykonałam dwa obroty wokół własnej osi i uśmiechnęłam się do niego radośnie.
- Może być?- Spytałam.-Coś nie tak?
       Dodałam, kiedy bez słowa odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je, a ja w osłupieniu wpatrywałam się w niego. 
- Panienko? Samochód czeka, pospieszmy się jeśli mamy zdążyć na czas.-Wskazał gestem ręki na otwarte drzwi.
       W milczeniu wyszłam na zewnątrz. Tuż przed głównymi schodami stał ten sam pojazd którym przyjechałam tutaj po raz pierwszy. Ciemne szyby z weneckiego szkła odbijały promienie słońca i idealne niebieskie niebo. Nataniel podszedł do drzwiczek i po cichu je otworzył, a kiedy wsiadałam wykonał delikatny ukłon. Następnie bez słowa zamknął drzwi, po czym sam zasiadł na miejscu kierowcy. Jednym ruchem odpalił silnik i ruszył w stronę bramy. Nie mogąc dłużej znieść jego milczenia postanowiłam coś powiedzieć, lecz kiedy tylko otworzyłam usta Nataniel włączył radio i zasunął szybę, oddzielając mnie tym samym od szoferki. Z rezygnacją rozsiadłam się z wygodnie spoglądając na rozciągające się za oknem krajobrazy. Powoli zaczynałam walczyć ze zmęczeniem, ale po jakiś 20 minutach  dałam za wygraną. 
                                              
                                                                         * * *

       Obudziły mnie wyrtepy i dziury po jakich jechał Nataniel, a raczej to, że moja głowa odbiła kilka razy o szybę. Podciągnęłam się na siedzeniu i spojrzałam za okno. Jechaliśmy właśnie leśną dróżką. W pewnym momencie samochód przyspieszył, a gęsty las stał się jedną wielką, czarną ścianą. Droga ta trwała jeszcze z pięć minut, po czym zza drzew wyłoniły się pierwsze oznaki cywilizacji. Kilka domków, odgradzało od siebie jedynie niewielkie płoty, zza których wyglądały małe główki dzieci.
       Po chwili moim oczom ukazał się wielki, stary, kamienny mur w kolorach szarości, którego koniec wieńczyła jeszcze większa, żelazna brama. Pojazd przystanął na moment, w czasie gdy brama się otwierała, po czym znów ruszył, aby zatrzymać się już na prawdę. Nataniel jednak nie gasił silnika. Zamiast tego wyszedł i otworzył mi drzwi. Pospiesznie wysiadłam potykając się, na szczęście zdążył mnie złapać. Niestety podczas tego uderzyłam się we wciąż obolałą kostkę i z bólu wciągnęłam szybko powietrze. Nataniel musiał odebrać to jako irytację, ponieważ jak szybko mnie złapał, tak szybko mnie puścił. Spojrzał na mnie pytająco, ale ja odpowiedziałam mu tylko bladym uśmiechem. Nie mówiąc nic rozejrzałam się dookoła.
       Miejsce było cudowne. Malownicza okolica idealnie kontrastowała z trochę mniejszym budynkiem niż rezydencja Shara von Dakhana, ale była równo urokliwa. Dom ten zbudowany został z tego samego kamienia co mur, okna, jak również drzwi, były wykonane z ciemnego drewna, które pod wpływem zachodzącego już słońca delikatnie iskrzyło. Dach budynku był ceglanego koloru, a na jego rogach widniały małe figurki skrzydlatych istot. Na głównych drzwiach, jak i na bramie, widniał herb rodu Qline.
       Z zachwytu wyrwał mnie odgłos zatrzaskującego się zamka od bagażnika, po czym usłyszałam, jak ktoś kładzie jakąś walizkę na ziemi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to był Nataniel, a ta walizką była moja.
- Co ty robisz?!- Zawołałam, podchodząc do niego.- Po co tutaj mi ta walizka?!I...
- Shar von Dakhan tak powiedział, a ja jako jego służący wykonuję tylko jego rozkazy.- Powiedział wcinając mi się w zdanie.- A w tej walizce są najbardziej potrzebne ci rzeczy.
- Rozumiem...- Powiedziałam starając się opanować nerwy.- Ale po co?!- Ale jednak mi się nie udało.
- Awaragona!!
       Usłyszałam za sobą znajomy głos, który na dodatek wołał moje imię. Odwróciłam się w stronę rezydencji i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Igilera. Chłopak podbiegł do mnie, po czym złapał mnie w radosnym uścisku i mocno przytulił. 
-Duszę się...- Wyszeptałam. 
       Igiler puścił mnie, ale wciąż stał bardzo blisko. Spojrzałam ukradkiem na Nataniela. wyraz jego twarzy zdradzał niezadowolenie i ból pomieszany z tęsknotą. Chciałam do niego podejść, ale gdy tylko się ruszyłam, ten pospiesznie wsiadł do samochodu. 
- Paniczu, proszę powiedzieć służbie, aby zabrała bagaż panienki.- Powiedział i odjechał bez pożegnania.
- Ale!- Krzyknęłam, lecz on był już za bramą.
- Tak się cieszę, że przyjechałaś. Och pewnie jesteś zmęczona kolacja będzie za dwie godziny, chodź pokaże ci twój pokój.
- Mój pokój?- Spytałam, nie rozumiejąc o czym on do mnie mówi.
- To znaczy... - Zaczął, ale najwyraźniej zabrakło mu słów.- Oj ruszajmy, bo nas noc zastanie.- Nie czekając na moja reakcję złapał mnie za dłoń i delikatnie za sobą pociągnął.
        Wnętrze rezydencji okazało się równie piękne i zachwycające. Tuż przy wejściu stał mężczyzna ubrany na czarno, a gdy nas tylko zobaczył ukłonił się pospiesznie. Igiler rzucił coś do niego pospiesznie, gdy obok niego przechodziliśmy, a ten jak starzała wybiegł na zewnątrz po moje walizki. Chłopak zaprowadził mnie na górę, po czym otworzył przede mną jedne z kilkunastu identycznie wyglądających drzwi.
- To twoja sypialnia.- Powiedział wprowadzając mnie do środka, nadal nie puszczając mojej ręki.- Podoba ci się?- Spytał niepewnie.- bo jak nie to możemy poszukać innej, ale pomyślałem, że...
- Ciii!- Uspokoiłam go gestem ręki.- Jest cudowny dziękuje.- Podeszłam do niego i pocałowałam go delikatnie w policzek.- Jeśli mogła bym, to chciałam bym się odświeżyć przed kolacją. Możesz mi wskazać łazienkę?
- Yhy... Tam.- Powiedział, dalej stojąc jak słup soli.
- Igiler?- Spytałam, niepokojąc się o jego stan zdrowia.- Ej żyjesz?
       Chłopak nic nie odpowiedział, złapał się jedynie za policzek, jakby miał mu zaraz uciec i w pośpiechu wyszedł z pokoju. No to zostałam sama... Pomyślałam i podeszłam do walizki stojącej już obok drzwi do pokoju. Otworzyłam ja w poszukiwaniu jakiegoś nowego stroju, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Najpierw wezmę ciepłą, orzeźwiającą kąpiel, a potem zastanowię się nad ubiorem... Z tym postanowieniem ruszyłam w stronę drzwi prowadzących do łazienki... 
       Po 15 minutach byłam już gotowa, potrzebowałam jeszcze tylko stroju. Podeszłam do wciąż stojącej obok drzwi walizki, chwyciłam ją za rączkę próbując podnieść, lecz po kilku nieudanych próbach postanowiłam zostawić ją na podłodze. Otworzyłam ją jeszcze raz i wyciągałam po kolei ubrania. Moja uwagę przykuła jedna sukienka. Była w kolorze turkusu z czarnymi wstawkami, przyłożyłam ją do siebie, sięgała trochę ponad kolano. Najpiękniejszym jej detalem był śliczny gorset, był również w kolorze turkusu, ale cały pokryty był czarną delikatną koronką. Musze iść w tej! Postanowiłam i jak najszybciej wbiegłam z nią do łazienki...

Brak komentarzy: