-Halo?- Usłyszałam cichutki głosik, gdy tylko otworzyłam drzwi od łazienki.
W progu stał mały, blond włosy chłopczyk, a w ręku trzymał
brązowego misia. Przyjrzałam się uważniej jego twarzy. W jego oczach
stały łzy, a grymas na ustach zdecydowanie wskazywał smutek.
-
Co się stało?- Spytałam podchodząc do niego, po czym uklękłam przed
nim.- Czemu płaczesz? Już dobrze...- Mówiąc to pogłaskałam go
po policzku, uśmiechając się promiennie. Chłopczyk wyraźnie się
rozchmurzył, bo przestał płakać.- No widzisz, od razu lepiej. A teraz
powiedz mi co się stało...?Yyy...
- Nemek...
- Nemek?- Spytałam zdziwiona, pierwszy raz słysząc takie imię.
-
Nemezjusz, to pełne imię, a Nemek to takie zdrobnienie.- Podskoczyłam
słysząc głos Igilera nad sobą.- Widzę, że już jesteś gotowa? Więc
chodźmy.- Powiedział i ruszył korytarzem. Wstałam i wyjrzałam za nim
przez framugę.
Nagle coś delikatnie pociągnęło mnie za dłoń, spojrzałam w dół. To
co mnie ciągnęło to była mała rączka Nemezjusza. Spojrzał na mnie
swoimi wielkimi niebieskim oczkami i już byłam jego.
- Pomodzes mi?- Spytał.
- Ależ oczywiście. Co się stało?- Odpowiedziałam i na powrót uklękłam obok niego.
-
Miciu, mi się epsuł. Apka mu...- Mówiąc to pokazał mi misia, którego
nadal mocno trzymał i dopiero wtedy za uwarzyłam, że jedna z jego łapek
ledwo co się trzyma.- Epsuł się.- Powtórzył, gdy za uwarzył, że patrzę
na misia.
-
Choć naprawimy go.- Powiedziałam i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam z
niej kosmetyczkę, gdzie zawsze miałam kilka igieł i nici. Wybrałam
brązową nić, po czym nawlekłam ją i usiadłam na łóżku.
- Daj mi go na chwilę i zaraz go naprawimy.- Powiedziałam, wyciągając rękę po misia.
- A nie bedzie go ała?- Spytał i przytulił go jeszcze mocniej.
- Wiesz co? Daj mi go, ale trzymaj go za drugą łapkę i wtedy nic go nie będzie bolało.
- Obecujes?- Zaseplenił, ale usiadł obok mnie.
- Obiecuję.- Przyrzekłam i wtedy chłopiec podał mi misia.
Po kilku minutach mojej żmudnej pracy, ukazał się efekt. Co prawda
nie było to zszyte tak samo jak reszta ciała misia, ale nie było tego
aż tak mocno widać.
- Skończone!- Powiedziałam wstając z łóżka.
Chłopczyk radośnie zeskoczył z niego i spojrzał na misia.
Uśmiechnął się radośnie, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie
przytulił.
- Dziekuje! Kofam cie!!- Zawołał i wybiegł z pokoju, zostawiając mnie samą.
- Jaki on słodki!- Zapiszczałam chowając igłę na swoje miejsce.
-
To prawda, jest uroczy, ale nie wiem czy słodki, nie lizałem go...-
Zaśmiał się Igiler, jednocześnie wystraszając mnie
powtórnie. Podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach.- A teraz
na bogów chodźmy już, bo nam kolacja wystygnie.
O boże kolacja! Na śmierć o niej zapomniałam. Spojrzałam na stojący obok łózka zegar, było już 20 po 18.
- Najmocniej cię przepraszam, ja...
-
Nic się nie stało, ale lepiej już chodźmy.- Powiedział i złapał mnie za
dłoń, delikatnie pociągając za sobą, a ja od razu spaliłam raka.
_______________________________
_______________
W lekkim pospiechu zeszliśmy na dół, gdzie czekały na nas otworem
wielkie, stare, drewniane drzwi. Igiler pociągnął mnie za sobą i
zanurzyłam się w rozświetlonym zachodzącymi promieniami słońca,
pomieszczeniu. Była to jadalnia. Na pierwszy rzut oka przypominała mi tą
w rezydencji Shara, ale po chwili zaczęłam zauważać, że ściany są
znaczniej jaśniejsze, i że okna pokrywające całą zachodnią ścianę
pomieszczenia, prowadzą na niewielki kamienny taras. Po środku stał
stół, przy którym siedziało już kilka osób.
- Och nareszcie, bo już umieram z głodu!- Zawołał silny, męski głos.
-
Już jesteśmy, przepraszam, że musieliście czekać.- Powiedział Igiler, i
wciąż nie puszczając mojej dłoni poprowadził mnie ku wolnym
krzesłom. Odsunął jedno dla mnie, a gdy tylko usiadłam za uwarzyłam, że
wszyscy się na mnie gapią, nie patrzą, ale bezczelnie gapią.- To jest
Awargona Hodon, jest podopieczną Shara von Dakhana.- Przedstawił mnie.- A
to Awaragono jest moja rodzinka. Mój ojciec Curren, matka Jaris...-
Zaczął wymieniać, wskazując każdego gestem ręki.- Najmłodszy brat,
którego już poznałaś, a ten tu to Reber. Najstarszy.- Dodał z niechęcią.
- Igi!?- Zawołała zawstydzona kobieta.- Wyrażaj się przy młodej damie...- Dodała już łagodniejszym tonem.
-
Miło mi państwa poznać, jak i również ciebie Rebernie.-
Powiedziałam uśmiechając się do każdego po kolei. Poczułam na sobie
czyjś wzrok, rozejrzałam się, zauważając, iż Reber, przygląda mi się
nachalnie. Milczenie przerwał ojciec Igilera.
-
Świetnie! A teraz zabierajmy się do jedzenia.- Zaklaskał w dłonie, a ze
wszystkich stron obskoczyli nas służący.- Smacznego!- Dodał i zaczął
jeść.
Po zakończonej kolacji Pan Curren wstał i z uśmiechem zwrócił się w moją stronę.
-
Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to chciał bym, abyś przyszła do
mnie za jakieś pół godziny?- Spytał, spoglądając jednocześnie na
Igilera.- Ciebie też chcę zobaczyć.- Dodał stanowczym tonem i wyszedł.
Zapadła grobowa cisza.
Pierwsza odezwała się Jaris, matka Igilera.
-
Więc? Jesteś podopieczną Shara von Dakhana?- Spytała.- Jak się z nim
dogadujesz? To znaczy...- Zaczerwieniła się. Czy jej chodzi oto, czy on
mnie molestuję??
-Ohh...-
Powiedziałam domyślając się, że jednak o to jej chodziło.- Nie, to
znaczy... Bardzo dobrze się z nim dogaduję. Jest dla mnie jak
ojciec.-Dodałam, spuszczając głowę.- Jeśli chodziło Pani o to, czy może
ma do mnie jakieś podteksty na tle seksualnym, to jest Pani w błędzie.
- Nie, nie, w żadnym wypadku. Tylko chodziło mi o to, czy dobrze się tobą opiekuje?
- Tak. Nie mogła bym sobie wyobrazić, kogoś lepszego od niego.
- To dobrze, dobrze... Przepraszam.- Dodała i również opuściła salę jadalną.
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut, aby przebrać się
i pójść do ojca Igilera. Również wstałam i spojrzałam na siedzącego
obok mnie chłopaka.
- Ja będę już szła, aby nie spóźnić się na spotkanie z twoim ojcem.
- Odprowadzić cię?- Spytał, zaczynając wstawać od stołu.
- Nie, nie trzeba. Sama trafię, tylko powiedz mi jeszcze gdzie, mogę znaleźć twojego ojca?
- W bibliotece... Całe dnie tam przesiaduję. To jest...
Dalej nie usłyszałam, ponieważ biegłam już po schodach, do mojego
pokoju. Wpadłam do niego z hukiem, w biegu ściągając z siebie sukienkę i
buty. Podbiegłam do walizki i wyjęłam z niej parę wygodnych jeansów i
jasno niebieską bluzkę z kołnierzykiem. Podeszłam jeszcze do stojącego
przy drzwiach lustra i spięłam włosy w kitkę. Na koniec wygrzebałam z
dna torby baletki i wybiegłam z pokoju ubierając je w trakcie.
_______________________________
______________
Biblioteka
znajdywała się na dole, niedaleko sali jadalnej. Podeszłam do
uchylonych drzwi, zapukałam delikatnie, a te jakby pociągnięte od
drugiej strony, otworzyły się do środka. Stanęłam jak wryta, widząc, że
nikt ich tak naprawdę nie otworzył. Spojrzałam w głąb pomieszczenia. Po
środku stała niewielka ława, a obok niej 4 wielkie, wyglądające na
bardzo wygodne fotele. W jednym z nich siedział Pan Curren. Podniósł
tylko wzrok znad książki, a gdy zobaczył kto stoi w progu zamknął ją i
odłożył na ławę.
- Wejdź proszę!- Powiedział, wskazując na jeden w foteli.- Usiądź wygodnie, mam do ciebie parę pytań.
Bez słowa podeszłam do stojącego najbliżej drzwi fotela i opadłam na
niego. Był on tak wygodny, jak się tego spodziewałam. Spojrzałam na Pana
Currena, wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, jakby na coś czekał.
- Więc? O co chciał mnie Pan zapytać?- Spytałam.
Mężczyzna oderwał ode mnie wzrok, wstał zwinnym ruchem i podszedł do stojącego regału.
- Jak nazywała się twoja matka? Możesz mi coś o niej opowiedzieć?- Zapytał stojąc do mnie plecami.
Jego pytanie przywiało bolesne, nieszczęśliwe i przykre
wspomnienia na temat matki, jak również ojca. Głównie ból, który czułam
zaraz po ich śmierci, jak i ten kiedy dowiedziałam się, że nie posiadam
żadnej rodziny która mogła by się mną zająć, w gruncie czego zostałam
odesłana do domu dziecka. W moich oczach pojawiły się łzy, a dłonie
zwinęły się w pięści.
-
Awaragono?- Wyrwał mnie głos Currena.- Wszystko w porządku?!- Spytał
podchodząc do mnie.- Powiedziałem coś nie tak? Jeśli tak, to prze...
-
To nie przez Pana...- Powiedziałam ocierając łzy i pociągając nosem.-
To moja wina, nie powinnam reagować na to aż tak emocjonalnie. Pytał Pan
jak nazywała się moja matka?- Spytałam, a gdy potwierdził mi skinieniem
głowy kontynuowałam.- Tak więc moja matka nazywała się Endorfina.
Endorfina Hodon.- Dodałam próbując naciągnąć na twarz cień uśmiechu.
- Endi?- Spytał, podchodząc do pułki, znajdującej się na najdalej wysuniętej części pomieszczenia.
Znieruchomiałam.
- Skąd Pan wie? To znaczy, jaką miała ksywkę?
Mężczyzna zaśmiał się i podszedł do mnie z otwartym albumem. Przez
chwilę rzuciła mi się w oczy jego okładka wykonana z czarnej skóry z
tłoczonymi złotymi literami. Gdzie już to widziałam? W tym czasie Curren
pokazał mi jedno ze zdjęć znajdujących się w albumie...
O tym piszę...
Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz