O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

środa, 4 lipca 2012

Księga 1 - Rozdział 19

-Halo?- Usłyszałam cichutki głosik, gdy tylko otworzyłam drzwi od łazienki.
       W progu stał mały, blond włosy chłopczyk, a w ręku trzymał brązowego misia. Przyjrzałam się uważniej jego twarzy. W jego oczach stały łzy, a grymas na ustach zdecydowanie wskazywał smutek.
- Co się stało?- Spytałam podchodząc do niego, po czym uklękłam przed nim.- Czemu płaczesz? Już dobrze...- Mówiąc to pogłaskałam go po policzku, uśmiechając się promiennie. Chłopczyk wyraźnie się rozchmurzył, bo przestał płakać.- No widzisz, od razu lepiej. A teraz powiedz mi co się stało...?Yyy...
- Nemek...
- Nemek?- Spytałam zdziwiona, pierwszy raz słysząc takie imię.
- Nemezjusz, to pełne imię, a Nemek to takie zdrobnienie.- Podskoczyłam słysząc głos Igilera nad sobą.- Widzę, że już jesteś gotowa? Więc chodźmy.- Powiedział i ruszył korytarzem. Wstałam i wyjrzałam za nim przez framugę.
       Nagle coś delikatnie pociągnęło mnie za dłoń, spojrzałam w dół. To co mnie ciągnęło to była mała rączka Nemezjusza. Spojrzał na mnie swoimi wielkimi niebieskim oczkami i już byłam jego.
- Pomodzes mi?- Spytał.
- Ależ oczywiście. Co się stało?- Odpowiedziałam i na powrót uklękłam obok niego.
- Miciu, mi się epsuł. Apka mu...- Mówiąc to pokazał mi misia, którego nadal mocno trzymał i dopiero wtedy za uwarzyłam, że jedna z jego łapek ledwo co się trzyma.- Epsuł się.- Powtórzył, gdy za uwarzył, że patrzę na misia.
- Choć naprawimy go.- Powiedziałam i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam z niej kosmetyczkę, gdzie zawsze miałam kilka igieł i nici. Wybrałam brązową nić, po czym nawlekłam ją i usiadłam na łóżku.
- Daj mi go na chwilę i zaraz go naprawimy.- Powiedziałam, wyciągając rękę po misia.
- A nie bedzie go ała?- Spytał i przytulił go jeszcze mocniej.
- Wiesz co? Daj mi go, ale trzymaj go za drugą łapkę i wtedy nic go nie będzie bolało.
- Obecujes?- Zaseplenił, ale usiadł obok mnie.
- Obiecuję.- Przyrzekłam i wtedy chłopiec podał mi misia.
       Po kilku minutach mojej żmudnej pracy, ukazał się efekt. Co prawda nie było to zszyte tak samo jak reszta ciała misia, ale nie było tego aż tak mocno widać.
- Skończone!- Powiedziałam wstając z łóżka.
       Chłopczyk radośnie zeskoczył z niego i spojrzał na misia. Uśmiechnął się radośnie, po czym podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Dziekuje! Kofam cie!!- Zawołał i wybiegł z pokoju, zostawiając mnie samą.
- Jaki on słodki!- Zapiszczałam chowając igłę na swoje miejsce.
- To prawda, jest uroczy, ale nie wiem czy słodki, nie lizałem go...- Zaśmiał się Igiler, jednocześnie wystraszając mnie powtórnie. Podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach.- A teraz na bogów chodźmy już, bo nam kolacja wystygnie.
        O boże kolacja! Na śmierć o niej zapomniałam. Spojrzałam na stojący obok łózka zegar, było już 20 po 18.
- Najmocniej cię przepraszam, ja...
- Nic się nie stało, ale lepiej już chodźmy.- Powiedział i złapał mnie za dłoń, delikatnie pociągając za sobą, a ja od razu spaliłam raka.


_______________________________
_______________


      W lekkim pospiechu zeszliśmy na dół, gdzie czekały na nas otworem wielkie, stare, drewniane drzwi. Igiler pociągnął mnie za sobą i zanurzyłam się w rozświetlonym zachodzącymi promieniami słońca, pomieszczeniu. Była to jadalnia. Na pierwszy rzut oka przypominała mi tą w rezydencji Shara, ale po chwili zaczęłam zauważać, że ściany są znaczniej jaśniejsze, i że okna pokrywające całą zachodnią ścianę pomieszczenia, prowadzą na niewielki kamienny taras. Po środku stał stół, przy którym siedziało już kilka osób.
- Och nareszcie, bo już umieram z głodu!- Zawołał silny, męski głos.
- Już jesteśmy, przepraszam, że musieliście czekać.- Powiedział Igiler, i wciąż nie puszczając mojej dłoni poprowadził mnie ku wolnym krzesłom. Odsunął jedno dla mnie, a gdy tylko usiadłam za uwarzyłam, że wszyscy się na mnie gapią, nie patrzą, ale bezczelnie gapią.- To jest Awargona Hodon, jest podopieczną Shara von Dakhana.- Przedstawił mnie.- A to Awaragono jest moja rodzinka. Mój ojciec Curren, matka Jaris...- Zaczął wymieniać, wskazując każdego gestem ręki.- Najmłodszy brat, którego już poznałaś, a ten tu to Reber. Najstarszy.- Dodał z niechęcią.
- Igi!?- Zawołała zawstydzona kobieta.- Wyrażaj się przy młodej damie...- Dodała już łagodniejszym tonem.
- Miło mi państwa poznać, jak i również ciebie Rebernie.- Powiedziałam uśmiechając się do każdego po kolei. Poczułam na sobie czyjś wzrok, rozejrzałam się, zauważając, iż Reber, przygląda mi się nachalnie. Milczenie przerwał ojciec Igilera.
- Świetnie! A teraz zabierajmy się do jedzenia.- Zaklaskał w dłonie, a ze wszystkich stron obskoczyli nas służący.- Smacznego!- Dodał i zaczął jeść.
        Po zakończonej kolacji Pan Curren wstał i z uśmiechem zwrócił się w moją stronę.
- Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, to chciał bym, abyś przyszła do mnie za jakieś pół godziny?- Spytał, spoglądając jednocześnie na Igilera.- Ciebie też chcę zobaczyć.- Dodał stanowczym tonem i wyszedł.
       Zapadła grobowa cisza.
       Pierwsza odezwała się Jaris, matka Igilera.
- Więc? Jesteś podopieczną Shara von Dakhana?- Spytała.- Jak się z nim dogadujesz? To znaczy...- Zaczerwieniła się. Czy jej chodzi oto, czy on mnie molestuję??
-Ohh...- Powiedziałam domyślając się, że jednak o to jej chodziło.- Nie, to znaczy... Bardzo dobrze się z nim dogaduję. Jest dla mnie jak ojciec.-Dodałam, spuszczając głowę.- Jeśli chodziło Pani o to, czy może ma do mnie jakieś podteksty na tle seksualnym, to jest Pani w błędzie.
- Nie, nie, w żadnym wypadku.  Tylko chodziło mi o to, czy dobrze się tobą opiekuje?
- Tak. Nie mogła bym sobie wyobrazić, kogoś lepszego od niego.
- To dobrze, dobrze... Przepraszam.- Dodała i również opuściła salę jadalną.
       Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut, aby przebrać się i pójść do ojca Igilera. Również wstałam i spojrzałam na siedzącego obok mnie chłopaka.
- Ja będę już szła, aby nie spóźnić się na spotkanie z twoim ojcem.
- Odprowadzić cię?- Spytał, zaczynając wstawać od stołu.
- Nie, nie trzeba. Sama trafię, tylko powiedz mi jeszcze gdzie, mogę znaleźć twojego ojca?

- W bibliotece... Całe dnie tam przesiaduję. To jest...
      Dalej nie usłyszałam, ponieważ biegłam już po schodach, do mojego pokoju. Wpadłam do niego z hukiem, w biegu ściągając z siebie sukienkę i buty. Podbiegłam do walizki i wyjęłam z niej parę wygodnych jeansów i jasno niebieską bluzkę z kołnierzykiem. Podeszłam jeszcze do stojącego przy drzwiach lustra i spięłam włosy w kitkę. Na koniec wygrzebałam z dna torby baletki i wybiegłam z pokoju ubierając je w trakcie.

_______________________________
______________


       Biblioteka znajdywała się na dole, niedaleko sali jadalnej. Podeszłam do uchylonych drzwi, zapukałam delikatnie, a te jakby pociągnięte od drugiej strony, otworzyły się do środka. Stanęłam jak wryta, widząc, że nikt ich tak naprawdę nie otworzył. Spojrzałam w głąb pomieszczenia. Po środku stała niewielka ława, a obok niej 4 wielkie, wyglądające na bardzo wygodne fotele. W jednym z nich siedział Pan Curren. Podniósł tylko wzrok znad książki, a gdy zobaczył kto stoi w progu zamknął ją i odłożył na ławę. 
- Wejdź proszę!- Powiedział, wskazując na jeden w foteli.- Usiądź wygodnie, mam do ciebie parę pytań.
       Bez słowa podeszłam do stojącego najbliżej drzwi fotela i opadłam na niego. Był on tak wygodny, jak się tego spodziewałam. Spojrzałam na Pana Currena, wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, jakby na coś czekał.
- Więc? O co chciał mnie Pan zapytać?- Spytałam.
       Mężczyzna oderwał ode mnie wzrok, wstał zwinnym ruchem i podszedł do stojącego regału. 
- Jak nazywała się twoja matka? Możesz mi coś o niej opowiedzieć?- Zapytał stojąc do mnie plecami.
       Jego pytanie przywiało bolesne, nieszczęśliwe i przykre wspomnienia na temat matki, jak również ojca. Głównie ból, który czułam zaraz po ich śmierci, jak i ten kiedy dowiedziałam się, że nie posiadam żadnej rodziny która mogła by się mną zająć, w gruncie czego zostałam odesłana do domu dziecka. W moich oczach pojawiły się łzy, a dłonie zwinęły się w pięści. 
- Awaragono?- Wyrwał mnie głos Currena.- Wszystko w porządku?!- Spytał podchodząc do mnie.- Powiedziałem coś nie tak? Jeśli tak, to prze...
- To nie przez Pana...- Powiedziałam ocierając łzy i pociągając nosem.- To moja wina, nie powinnam reagować na to aż tak emocjonalnie. Pytał Pan jak nazywała się moja matka?- Spytałam, a gdy potwierdził mi skinieniem głowy kontynuowałam.- Tak więc moja matka nazywała się Endorfina. Endorfina Hodon.- Dodałam próbując naciągnąć na twarz cień uśmiechu.
- Endi?- Spytał, podchodząc do pułki, znajdującej się na najdalej wysuniętej części pomieszczenia. 
       Znieruchomiałam.
- Skąd Pan wie? To znaczy, jaką miała ksywkę?
       Mężczyzna zaśmiał się i podszedł do mnie z otwartym albumem. Przez chwilę rzuciła mi się w oczy jego okładka wykonana z czarnej skóry z tłoczonymi złotymi literami. Gdzie już to widziałam? W tym czasie Curren pokazał mi jedno ze zdjęć znajdujących się w albumie...

Brak komentarzy: