O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

niedziela, 15 kwietnia 2012

Księga 1 - Rozdział 3

      Nataniel poprowadził mnie na główny hol, następnie po schodach w dół. Pospiesznie rozejrzałam się po korytarzu, zauważając wiele starych, aczkolwiek pięknych obrazów, rzeźb, mebli, i tym podobnych antyków. Wystrój wskazywał na bardzo zamożną posiadłość. Gdy szłam dalej nie zauważyłam nawet, że zgubiłam Nataniela, nerwowo rozejrzałam się po korytarzu, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Stanęłam na wprost wielkich schodów prowadzących na piętro zastanawiając się którędy mogłabym pójść. W końcu zdecydowałam się, że pójdę w prawo, po czym ruszyłam w wybranym przez siebie kierunku. Ku mojemu zaskoczeniu, po chwili znalazłam się w sali jadalnej.
- Przepraszam za spóźnienie, pańska posiadłość jest bardzo duża i muszę powiedzieć, że  się trochę zgubiłam. Jeszcze raz przepraszam, że musiał pan na mnie czekać.
      Powiedziałam, nie zauważywszy nawet, ze właściciel domu nie jest sam w pomieszczeniu. Przy przeciwległym końcu stołu siedział chłopak mający może z 18 lat. Widząc moją reakcje zacisnął mocno usta powstrzymując śmiech.
- Dobrze, że jesteś kochana. Chciałbym ci przedstawić Dereka.-Powiedział Shar i przedstawił mi chłopaka.
- Miło mi, nazywam się Awargona Hodon.-Powiedziałam i zajęłam miejsce przy stole.
      Kolacje jedliśmy w ciszy i spokoju, po skończonej kolacji Shar von Dakhan przeprosił i wyszedł, pozostawiając nas samych. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, chłopak wstał i podszedł do mnie, nachylając się w moja stronę tak, że czułam jego oddech na policzkach.
- A więc, to ty jesteś Awaragona? W sumie to spodziewałem się kogoś, hmm, no nie wiem...
- Coś ci nie pasuje?!-Warknęłam, następnie próbowałam wstać, ale nie mogłam się ruszyć, tak jakbym miła sparaliżowane nogi.- Co?! Co się dzieje?! Czemu nie mogę się ruszyć?!
      Spojrzałam na Dereka, ale on tylko mi się przyglądał. Wydawało mi się, że fakt, iż nie mogę się ruszać sprawia mu radość.
- O jejku, nasza kochaniutka, nie może się ruszyć? Och, co za pech. I tylko nie wiem, co Shar widzi w tobie niezwykłego? Przecież ty się nawet nie umiesz zablokować! A co dopiero walczyć i tym podobne...
- O czym ty bredzisz?! Jaka blokada, jaka walka?! -Naprawdę zaczynałam się go bać. Skupiłam się aby ruszyć nogami, ale nic z tego, były jak przyklejone do podłogi, więc skupiłam się na rękach. Moją koncentracje przerwał mi chłopak, który podszedł do mnie od tyłu i zaczął delikatnie jeździć palcami po plecach.- Co?! Co, ty robisz?! Przestań! Masz natychmiast przestać!
- Bo? A co ty mi możesz zrobić?-Powiedział i zaczął robić to samo co przedtem, ale przerzucił się z pleców na obojczyki i szyje.
      Byłam taka wściekła, że gdybym mogła się tylko ruszyć... Nagle poczułam, że mogę ruszać palcami prawej ręki, następnie nadgarstkiem a po chwili wiedziałam, że ta ręka jest już całkiem sprawna. Nie czekając ani chwili dłużej, wymierzyłam najmocniejszy policzek jaki umiałam, wprost w twarz mojego wroga. Chłopak zachwiał się na nogach i zrobił z 3 kroki w tył.
-Ty! Zabiję cię! Ty...
-Dereku! Masz natychmiast przestać, inaczej będę zmuszony pomóc cie to osiągnąć?!-To był głos Shara, który właśnie stał w drzwiach, ku mojej uldze, tuż za nim stał Nataniel, widząc moja przerażoną twarz podbiegł do mnie i przytulił mnie czule.  Na szczęście już mogłam się ruszać, więc czym prędzej chciałam opuścić to pomieszczenie.- Zaczekaj Awaragono.-Powiedział Shar, widząc moje zamiary.- Powiedz mi, co się tutaj stało? Tylko proszę, bądź ze mną szczera.
-W zasadzie, to nic takiego, Derek się ze mną droczył i podszedł za blisko, a ja spanikowałam i niechcący go uderzyłam. Przepraszam, to się już nigdy nie powtórzy, nie chciałam sprawić jakiegokolwiek problemu.
      Odpowiedziałam na zadana mi pytanie, po czym spojrzałam na chłopaka, który wydawał się być nie wzruszony.
- Rozumiem, Dereku powinieneś przeprosić tą młodą damę?
-Że co?! Ona mnie uderzyła, a ja mam ją jeszcze przepraszać?! To jest jakaś kpina, czy nie sądzisz Sharze?-Powiedział wzburzony chłopak, po czym zbombardował mnie mściwym spojrzeniem.
- Wręcz przeciwnie, sądzę, że powinieneś ją przeprosić.
- Derek ma rację, to ja go uderzyłam i to ja, ponoszę odpowiedzialność za moje czyny. Proszę się na niego nie gniewać?-Powiedziałam i podeszłam do Dereka.- Przepraszam, że cię uderzyłam, wybacz. A teraz jeśli pozwolicie chciała bym iść do siebie. Natanielu możesz minie zaprowadzić do pokoju? Była bym wdzięczna.
- Oczywiście. Sądzę, mój panie, że panicz Derek też powinien iść do siebie.
      Shar spojrzał jeszcze raz karcąco na Dereka, po czym przeniósł  wzrok na mnie uśmiechając się przepraszająco.
- Masz rację Natanielu, idźcie spać. A z tobą Dereku, widzę się jutro z samego rana. Dobranoc.
      Powiedział gdy wychodziliśmy z jadalni, ruszając w stronę naszych pokoi...

Brak komentarzy: