-Masz mi to
natychmiast wytłumaczyć!-Donośny głos Nataniela wyrwał mnie ze snu.- Co to ma
być?!- Wysyczał przez zęby.
Podniosłam się zauważając, że jedną dłonią wskazuje na moje poobijane kolana i owiniętą kostkę, a w drugiej trzyma tacę z jedzeniem. Zaczerwieniłam się, spuszczając wzrok.
Podniosłam się zauważając, że jedną dłonią wskazuje na moje poobijane kolana i owiniętą kostkę, a w drugiej trzyma tacę z jedzeniem. Zaczerwieniłam się, spuszczając wzrok.
- No więc
słucham?
Powiedział i podszedł da szafki nocnej, po czym położył na niej tacę z
jedzeniem. Popatrzył chwilę na nią jak gdyby miała mu gdzieś uciec, po czym
odwrócił się do mnie z wyczekującym wyrazem na twarzy.
- No bo
ja...- Zaczęłam powoli i znów spuściłam wzrok.- Bo ja się wczoraj wywróciłam na
schodach i...
- I?-
Zapytał niecierpliwie. Spojrzałam na niego i posłałam mu gorzki uśmiech.
- I co cię
to właściwie obchodzi? Ja już w ogóle ciebie nie rozumiem...- Zamilkłam na
chwilę, Nataniel właśnie miał coś powiedzieć, lecz ja kontynuowałam.- Najpierw
zachowujesz się tak jakbym była jakąś zakaźną chorobą...- Najwidoczniej
rozbawiło go to porównanie bo na jego twarzy pojawił się uśmiech.- A teraz się
wielce o mnie martwisz...- W oczach stanęły mi łzy, a głos był coraz wyższy.
- Aw...-
Zaczął Nataniel.
- Po prostu
zostaw mnie samą...- Powiedziała i odwróciłam od niego wzrok.
- Jak sobie
życzysz.- Odpowiedział i wyszedł z lekkim hukiem zamykając za sobą drzwi.
Po całym tym zajściu, zupełnie straciłam apetyt. Wstałam powoli z łóżka i
podeszłam do lustra stojącego między szafą a komodą. Przyglądnęła się uważnie
kolanom. Nie mogłam w to uwierzyć, ale po wczorajszych ranach nie było ani
śladu. Co prawda kostka bolała mnie jeszcze, lecz tylko wtedy gdy stanęłam na
tej nodze, lub po prostu zaczęłam nią kręcić. Westchnęłam ciężko, powoli
ruszając w stronę łazienki.
* *
*
- Tego mi
było trzeba.- Powiedziałam sama do siebie, wychodząc z łazienki. Podeszłam do
jednej z szaf i otworzyłam ją.- Zobaczmy... W co by się tu ubrać? Hmm... Już
mam!- Zawołałam radośnie i zaczęłam wyciągać poszczególne ubrania.
Przerwało mi ciche, lecz szybkie pukanie do drzwi.
- Proszę!?-
Zawołałam.
Drzwi otworzyły się na rozcież ukazując mi pusty korytarz. Zdziwiona, uniosłam
jedną brew do góry i podeszłam do nich, aby je zamknąć. Właśnie wtedy
zauważyłam leżącą przy progu paczuszkę.Wzięłam ją do ręki i obejrzałam
dokładnie dookoła. Na wierzchu napisane było moje imię, a trochę niżej widniał
napis: " Dostarczyć do rąk własnych". Ciekawe co to może być? Pomyślałam, zamykając
za sobą drzwi. Najpierw się ubiorę, a później zobaczę co to jest. Dodałam.
Położyłam pudełko na komodzie podbiegając do szafy, aby się w końcu ubrać.
Zdecydowałam się na jeansowe spodnie i czarną bokserkę, do tego sportową bluzę
i trampki. Włosy związałam w luźny warkocz. Teraz mogę zobaczyć co to
jest! Powiedziałam do siebie w duchu i wzięłam do ręki
pudełko.
Uchyliłam
wieczko i zobaczyłam blado różową kopertę, również do mnie zaadresowaną.
Wyjęłam ją i wyciągnęłam z niej kartę z tego samego papieru co koperta.
Rozłożyłam ją i przez chwile wpatrywałam się w równiusieńkie pismo, po czym
zabrałam się do czytania:
Droga
Awaragono,
Przepraszam Cię bardzo, lecz nie będę mógł się z tobą zobaczyć, ponieważ mój
ojciec potrzebuje mnie dziś popołudniu. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie
zła? Bardzo chciałbym się z tobą jeszcze dziś zobaczyć, więc jeśli byś
zechciała przyjechać do mnie na kolację był bym szczęśliwy.
Igiler Dakova z rodu Qline
PS. W
środku pudełka jest kartka, mapa jak dojechać do mojej posiadłości i coś
jeszcze...
Zaczerwieniona, złożyłam kartę i zaczęłam szukać tej karteczki i czegoś
jeszcze... Pierwszą rzeczą którą znalazłam, było małe pudełeczko na biżuterię
ze znakiem na denku tego drogiego zakładu, niedaleko galerii. Otworzyłam je z
niedoczekaniem, a moim oczom ukazał się prześliczny wisiorek. Był to
krwistoczerwony kamień w srebrnej średniowiecznej oprawie. Jaki on śliczny!
W końcu udało mi się oderwać od niego wzrok i
zabrałam się za poszukiwania tej karteczki. Po chwili wyciągnęłam z pudełka
kawałek papieru, na którym widniał adres, napisany przez tą samą osobę co list.
Następnie odwróciłam ją, zauważając na jej odwrocie mała mapkę. Wydałam z
siebie dziki pisk i w podskokach pobiegłam do biblioteki, gdzie codziennie
mogłam spotkać o tej porze Shara.
- O, Aw,
skarbie co cię tu sprowadza?- Spytał zdziwiony i uśmiechnięty, zaraz po tym
jak trzasnęły za mną drzwi.- Coś się stało?- Dodał po chwili.
- Nie, nie,
nic się nie stało!- Powiedziałam pospiesznie, po czym dodałam.- Mam taka małą
prośbę...
- Słucham?-
Wtrącił się, wskazując na fotel stojący naprzeciw niego.
- Chodzi o
to, że dostałam zaproszenie na kolację od Igilera Dakova z rodu...- Przerwałam,
zastanawiając się z jakiego rodu.
- Qline?-
Dokończył za mnie.- A to ciekawe? Czyżbyś wpadła mu w oko.
Zaczerwieniona spuściłam wzrok, nerwowo przebierając palcami
po włosach. Shar spojrzał na mnie, następnie wstał i podszedł do okna, wyjrzał
przez nie, a jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz.
-
Czyli.- Zaczął nagle.- Przyszłaś po pozwolenie?- Dodał radośnie, jak
gdyby bardzo się z tego faktu cieszył.
- Tak.-
Odpowiedziałam powoli.- Mam jeszcze jedną prośbę... Czy Nataniel mógł by mnie
zawieść do rezydencji rodziny Dakova?
- Ależ
oczywiście, ma się rozumieć. O której, co, jak?-Zawołał podekscytowany.
- W pokoju
mam mapkę... Zaraz ją przyniosę. Rzuciłam i wybiegłam z biblioteki, aby po
chwili wrócić do niej z powrotem z karteczką w dłoni.- Proszę.- Powiedziałam
podając ją Sharowi.
- Dobrze,
przekażę ją Natanielowi, gdy się tylko pojawi.- Odpowiedział z uśmiechem.- A i
jeszcze jedno.- Spojrzał na mnie krytycznie, po czym dodał.- W takim stroju nie
przystoi jechać do kogoś na kolację, przebierz się proszę.
-
Oczywiście! O której powinnam wyjechać?- Spytałam.
- Nataniel
powinien być za 15 minut, więc za pół godziny.
- Co?!-
Krzyknęłam.- To znaczy, słucham?
- Za pół
godziny wyjeżdżasz, więc radzę się pospieszyć. Jeszcze jedno, bez śniadania
nigdzie nie pojedziesz!- Powiedział grożąc mi palcem.
Spojrzałam na zegar wiszący między półkami regałów z
księgami, starszymi niż moi dziadkowie, była godzina 12.15. Czyli Nataniel będzie
najpóźniej o wpół do pierwszej. Ok, mam jeszcze czas, najpierw muszę iść się przebrać a potem przebiegnę się
do kuchni i chwycę jakiś kawałek chleba. Pomyślałam, wybiegając z biblioteki i
kierując się do swojego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz