O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

niedziela, 10 czerwca 2012

Księga 1 - Rozdział 17


-Masz mi to natychmiast wytłumaczyć!-Donośny głos Nataniela wyrwał mnie ze snu.- Co to ma być?!- Wysyczał przez zęby.
        Podniosłam się zauważając, że jedną dłonią wskazuje na moje poobijane kolana i owiniętą kostkę, a w drugiej trzyma tacę z jedzeniem. Zaczerwieniłam się, spuszczając wzrok.
- No więc słucham?
        Powiedział i podszedł da szafki nocnej, po czym położył na niej tacę z jedzeniem. Popatrzył chwilę na nią jak gdyby miała mu gdzieś uciec, po czym odwrócił się do mnie z wyczekującym wyrazem na twarzy.
- No bo ja...- Zaczęłam powoli i znów spuściłam wzrok.- Bo ja się wczoraj wywróciłam na schodach i...
- I?- Zapytał niecierpliwie. Spojrzałam na niego i posłałam mu gorzki uśmiech.
- I co cię to właściwie obchodzi? Ja już w ogóle ciebie nie rozumiem...- Zamilkłam na chwilę, Nataniel właśnie miał coś powiedzieć, lecz ja kontynuowałam.- Najpierw zachowujesz się tak jakbym była jakąś zakaźną chorobą...- Najwidoczniej rozbawiło go to porównanie bo na jego twarzy pojawił się uśmiech.- A teraz się wielce o mnie martwisz...- W oczach stanęły mi łzy, a głos był coraz wyższy.
- Aw...- Zaczął Nataniel.
- Po prostu zostaw mnie samą...- Powiedziała i odwróciłam od niego wzrok.
- Jak sobie życzysz.- Odpowiedział i wyszedł z lekkim hukiem zamykając za sobą drzwi.
        Po całym tym zajściu, zupełnie straciłam apetyt. Wstałam powoli z łóżka i podeszłam do lustra stojącego między szafą a komodą. Przyglądnęła się uważnie kolanom. Nie mogłam w to uwierzyć, ale po wczorajszych ranach nie było ani śladu. Co prawda kostka bolała mnie jeszcze, lecz tylko wtedy gdy stanęłam na tej nodze, lub po prostu zaczęłam nią kręcić. Westchnęłam ciężko, powoli ruszając w stronę łazienki. 
                                                  * * * 
- Tego mi było trzeba.- Powiedziałam sama do siebie, wychodząc z łazienki. Podeszłam do jednej z szaf i otworzyłam ją.- Zobaczmy... W co by się tu ubrać? Hmm... Już mam!- Zawołałam radośnie i zaczęłam wyciągać poszczególne ubrania.
        Przerwało mi ciche, lecz szybkie pukanie do drzwi.
- Proszę!?- Zawołałam.
        Drzwi otworzyły się na rozcież ukazując mi pusty korytarz. Zdziwiona, uniosłam jedną brew do góry i podeszłam do nich, aby je zamknąć. Właśnie wtedy zauważyłam leżącą przy progu paczuszkę.Wzięłam ją do ręki i obejrzałam dokładnie dookoła. Na wierzchu napisane było moje imię, a trochę niżej widniał napis: " Dostarczyć do rąk własnych". Ciekawe co to może być? Pomyślałam, zamykając za sobą drzwi.  Najpierw się ubiorę, a później zobaczę co to jest. Dodałam. Położyłam pudełko na komodzie podbiegając do szafy, aby się w końcu ubrać.
         Zdecydowałam się na jeansowe spodnie i czarną bokserkę, do tego sportową bluzę i trampki. Włosy związałam w luźny warkocz. Teraz mogę zobaczyć co to jest! Powiedziałam do siebie w duchu i wzięłam do ręki pudełko. Uchyliłam wieczko i zobaczyłam blado różową kopertę, również do mnie zaadresowaną. Wyjęłam ją i wyciągnęłam z niej kartę z tego samego papieru co koperta. Rozłożyłam ją i przez chwile wpatrywałam się w równiusieńkie pismo, po czym zabrałam się do czytania:

        Droga Awaragono,

      Przepraszam Cię bardzo, lecz nie będę mógł się z tobą zobaczyć, ponieważ mój ojciec potrzebuje mnie dziś popołudniu. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła? Bardzo chciałbym się z tobą jeszcze dziś zobaczyć, więc jeśli byś zechciała przyjechać do mnie na kolację był bym szczęśliwy.
                                                        Igiler Dakova z rodu Qline

       PS. W środku pudełka jest kartka, mapa jak dojechać do mojej posiadłości i coś jeszcze... 
       
         Zaczerwieniona, złożyłam kartę i zaczęłam szukać tej karteczki i czegoś jeszcze... Pierwszą rzeczą którą znalazłam, było małe pudełeczko na biżuterię ze znakiem na denku tego drogiego zakładu, niedaleko galerii. Otworzyłam je z niedoczekaniem, a moim oczom ukazał się prześliczny wisiorek. Był to krwistoczerwony kamień w srebrnej średniowiecznej oprawie. Jaki on śliczny! 
         W końcu udało mi się oderwać od niego wzrok i zabrałam się za poszukiwania tej karteczki. Po chwili wyciągnęłam z pudełka kawałek papieru, na którym widniał adres, napisany przez tą samą osobę co list. Następnie odwróciłam ją, zauważając na jej odwrocie mała mapkę. Wydałam z siebie dziki pisk i w podskokach pobiegłam do biblioteki, gdzie codziennie mogłam spotkać o tej porze Shara.
- O, Aw, skarbie co cię tu sprowadza?- Spytał zdziwiony i uśmiechnięty, zaraz po tym jak trzasnęły za mną drzwi.- Coś się stało?- Dodał po chwili.
- Nie, nie, nic się nie stało!- Powiedziałam pospiesznie, po czym dodałam.- Mam taka małą prośbę...
- Słucham?- Wtrącił się, wskazując na fotel stojący naprzeciw niego.
- Chodzi o to, że dostałam zaproszenie na kolację od Igilera Dakova z rodu...- Przerwałam, zastanawiając się z jakiego rodu.
- Qline?- Dokończył za mnie.- A to ciekawe? Czyżbyś wpadła mu w oko.
       Zaczerwieniona spuściłam wzrok, nerwowo przebierając palcami po włosach. Shar spojrzał na mnie, następnie wstał i podszedł do okna, wyjrzał przez nie, a jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz.
- Czyli.- Zaczął nagle.- Przyszłaś po pozwolenie?- Dodał radośnie, jak gdyby bardzo się z tego faktu cieszył.
- Tak.- Odpowiedziałam powoli.- Mam jeszcze jedną prośbę... Czy Nataniel mógł by mnie zawieść do rezydencji rodziny Dakova?
- Ależ oczywiście, ma się rozumieć. O której, co, jak?-Zawołał podekscytowany.
- W pokoju mam mapkę... Zaraz ją przyniosę. Rzuciłam i wybiegłam z biblioteki, aby po chwili wrócić do niej z powrotem z karteczką w dłoni.- Proszę.- Powiedziałam podając ją Sharowi.
- Dobrze, przekażę ją Natanielowi, gdy się tylko pojawi.- Odpowiedział z uśmiechem.- A i jeszcze jedno.- Spojrzał na mnie krytycznie, po czym dodał.- W takim stroju nie przystoi jechać do kogoś na kolację, przebierz się proszę.
- Oczywiście! O której powinnam wyjechać?- Spytałam.
- Nataniel powinien być za 15 minut, więc za pół godziny.
- Co?!- Krzyknęłam.- To znaczy, słucham?
- Za pół godziny wyjeżdżasz, więc radzę się pospieszyć. Jeszcze jedno, bez śniadania nigdzie nie pojedziesz!- Powiedział grożąc mi palcem.
       Spojrzałam na zegar wiszący między półkami regałów z księgami, starszymi niż moi dziadkowie, była godzina 12.15. Czyli Nataniel będzie najpóźniej o wpół do pierwszej. Ok, mam jeszcze czas, najpierw muszę iść się przebrać a potem przebiegnę się do kuchni i chwycę jakiś kawałek chleba. Pomyślałam, wybiegając z biblioteki i kierując się do swojego pokoju.

Brak komentarzy: