- Co ty tutaj robisz?!-Spytałam
i przykryłam się kołdrą po samą szyje. Nataniel podszedł do łóżka,
milutko się uśmiechając. Nagle jego wyraz twarzy się zmienił a w oczach
zabłysły mu małe iskierki.
- Nie widzisz co robię? Sadzę kwiatki. -Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, na co on się zaśmiał i usiadł obok mnie na łóżku.- Taki, żart. Rozsuwałem zasłony, które wczoraj, o dziwo dałaś rade rozsunąć.
- Co? Ja nic nie ruszałam...
Moją
wypowiedź przerwał dźwięk otwierania drzwi, po czym pojawił się w nich
Derek. Spojrzał na mnie i na Nataniela i parsknął śmiechem.
- Oj, sorki! To ja nie przeszkadzam. Daj znać jak skończycie? Ok? Narazie...
Powiedział
i wyszedł z pokoju. Spojrzałam na Nataniela, który chyba nie wiedział o
co chodzi. Jak najszybciej wyskoczyłam z łóżka i wybiegłam na korytarz.
- Derek!? Derek!?-Krzyknęłam za nim, ale on się nawet nie odwrócił.
-
To ja, już może pójdę? Jak się ubierzesz, to zejdź do jadalni na
śniadanie. No chyba, że masz zamiar iść tak, ale Shar dostanie zawału...-Powiedział i puścił do mnie oczko, po czym obydwaj ryknęliśmy śmiechem.
- No, chyba masz racje, już się ubieram. Do zobaczenia na dole!-Powiedziałam
i wbiegłam do pokoju, popychając lekko drzwi, aby się zamknęły. Jednym
ruchem podskoczyłam do wielkiej szafy i z mojego gardła wydobył się
jeden, wielki krzyk.- Gdzie są moje ubrania!? NATANIELU!!
Drzwi od pokoju otworzyły się a w ich progu stał Shar von Dakhan, z dziwnym wyrazem twarzy. Wydawało mi się, że się śmieje i jest nadzwyczaj radosny.
- Coś nie tak? Co się stało?- Zapytał, wchodząc do mojego pokoju.
- Nie wiem gdzie są moje wszystkie ubrania, jeszcze wczoraj tu były,a teraz
nie ma nawet jednej skarpetki, nie mam się w co ubrać!?
Dosłownie! Powiedziałam i usiadła na łóżku po turecku. Shar podszedł do
łóżka i usiadł koło mnie.
- Mam pomysł. Ubierz się w tą wczorajszą sukienkę. A gdy tylko zjesz śniadanie, pojedziemy na zakupy, dobrze? No to ustalone za 20 minut na głównym holu. Idę powiedzieć Derekowi, chyba, że nie chcesz żeby jechał?
Powiedział po czym podekscytowany myślą o zakupach klasnął w ręce.
- Ależ oczywiście, że może jechać. Przecież nie mogę mu tego zabronić.
Drzwi od pokoju otworzyły się a w ich progu stał Shar von Dakhan, z dziwnym wyrazem twarzy. Wydawało mi się, że się śmieje i jest nadzwyczaj radosny.
- Coś nie tak? Co się stało?- Zapytał, wchodząc do mojego pokoju.
- Nie wiem gdzie są moje wszystkie ubrania, jeszcze wczoraj tu były,a teraz
nie ma nawet jednej skarpetki, nie mam się w co ubrać!?
Dosłownie! Powiedziałam i usiadła na łóżku po turecku. Shar podszedł do
łóżka i usiadł koło mnie.
- Mam pomysł. Ubierz się w tą wczorajszą sukienkę. A gdy tylko zjesz śniadanie, pojedziemy na zakupy, dobrze? No to ustalone za 20 minut na głównym holu. Idę powiedzieć Derekowi, chyba, że nie chcesz żeby jechał?
Powiedział po czym podekscytowany myślą o zakupach klasnął w ręce.
- Ależ oczywiście, że może jechać. Przecież nie mogę mu tego zabronić.
-Odpowiedziałam, szczerząc zęby w radosnym uśmiechu, choć w
głębi duszy modliłam się aby było inaczej.- A teraz, jeśli pan pozwoli, udam
głębi duszy modliłam się aby było inaczej.- A teraz, jeśli pan pozwoli, udam
się na dół, aby zjeść śniadanie.
Wstałam i radosnym krokiem zeszłam po schodach na dół,
po czym skręciłam w prawo i w pierwsze drzwi na lewo...
Wstałam i radosnym krokiem zeszłam po schodach na dół,
po czym skręciłam w prawo i w pierwsze drzwi na lewo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz