O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

sobota, 26 maja 2012

Księga 1 - Rozdział 16

- Natanielu?- Idąca ze mną Atanazja pobiegła do niego i złapała go za rękę.- A co zrobimy...
        Reszty niestety nie słyszałam, ponieważ zagłuszył go gwar rozmów i muzyki, dobiegający z sali do której właśnie weszliśmy. 
- Aw, skarbie.- Usłyszałam za sobą głos Shara, Odwróciłam się, posyłając mu przyjazny uśmiech.- Chciałbym, abyś kogoś poznała, porozmawiała z kimś. Nie mogę znieść myśli, że jest ci tutaj źle. Wiem też, że wszystko to moja wina, ale proszę cię spróbuj przynajmniej udawać, jeśli nie chcesz tego dla siebie to zrób to dla mnie. Proszę?- Mówił tak szybko i cicho, że ledwo nadążałam.- Za niecały tydzień idziecie z Derekiem do szkoły, a ja naprawdę nie chciałbym, abyś cierpiała.
        Do moich oczu napłynęły łzy, a pięści zacisnęłam tak mocno, że czułam wbijające się w wewnątrz dłoni paznokcie.
- Ja...- Powiedziałam drżącym głosem, spuszczając wzrok.- Na pewno Pana nie zawiodę. Będę się pilnie uczyć i nie wpadnę w żadne nieprzyzwoite towarzystwo. Obiecuję.- Wyrecytowałam te słowa ja wyuczoną regułkę, patrząc jak rysy mężczyzny łagodnieją.
- Dziękuję.- Powiedział i rozejrzał się po sali.- A teraz uczyni mi Panienka zaszczyt i zatańczy ze mną?- Spytał i ukłonił się zapraszająco wyciągając dłoń w moja stronę.
- Niestety, ale ja nie umiem tańczyć. Nigdy się nie uczyłam i...
- Nic się nie martw. Poprowadzę cię, rób to co inni i staraj się nie patrzeć pod nogi.- Rzekł z wciąż wyciągniętą ku mnie dłonią.
- Dobrze.- Odpowiedziałam i ujęłam jego dłoń. Była ciepła i miękka.
        Gdy tylko ruszyliśmy w stronę parkietu, kilka krotnie usłyszałam swoje imię dobiegające z pomrukującego tłumu. Rozejrzałam się ostrożnie po twarzach osób stojących najbliżej. Bacznie mi się przyglądały, jakby czekały na moje potknięcie podczas tańca.
        Gdy staliśmy już na samym środku, Shar podszedł do mnie bliżej i złapał moją dłoń.
- Lewa dłoń połóż na moim ramieniu, natomiast drugą oprzyj o moją.- Mówiąc to złapał mnie delikatnie w talli, a drugą dłoń wyciągną przed siebie, tak aby przytrzymała moją.- Wyprostuj i unieś wyżej łokcie.  A teraz ja robię prawą nogą krok do przodu a ty robisz lewą do tyłu. Potem to samo z moją lewą, a twoją prawą.-Poinstruował mnie, po czym zrobił to co powiedział.- Widzisz to nie takie trudne.- Pochwalił mnie i dodał.- A może coś trudniejszego?
        Zrobił krok do przodu, po czym następną nogę dostawił do niej, zamiast ruszyć znów do przodu zrobił krok w bok, znów dostawiając nogę do poprzedniej.Chyba wiem co to jest.Przecież to najzwyklejszy kwadrat. Do przodu w bok do tyłu w bok i znów do przodu i tak dalej i dalej.
- Czy to jest kwadrat?- Spytałam.- Kiedyś to ćwiczyłam na fakultetach w szkole. To znaczy musiałam iść na jakieś w ramach zaliczenia w-f.
- A mówiłaś, że nigdy nie tańczyłaś?- Spytał Shar i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
        Muzyka zaczęła zwalniać i w końcu ucichła. Zerwały się ciche brawa. Shar puścił mnie i ukłonił się, odpowiedziałam mu dygnięciem i skłonem głową, po czym zrobiłam kroków w tył wpadając na kogoś.
- Ojejku, najmocniej przepraszam ja nie chciałam... Proszę mi wybaczyć.
        Mówiłam jak nakręcona, nie spojrzałam nawet kto to był. Dopiero dziki i tak bardzo mi znajomy rechot mnie uświadomił. Stałam przed nikim innym jak przed Derekiem. 
- Już tak Panienka nie przeprasza, przecież nic się nie stało.- Powiedział i znów zaczął się śmiać, jego śmiech połączył się ze śmiechem stojących obok niego chłopaków, co dało efekt jednego wielkiego buczenia.
        Spojrzałam na niego z pod byka i wybiegłam z sali. biegnąc usłyszałam czyjeś kroki za sobą, więc odwróciłam się aby zobaczyć kto to. Pech chciał, że wbiegając po schodach zahaczyłam o coś, w efekcie czego wywróciłam się.
- Cholera!- Wysyczałam przez zęby.
- Jesteś cała?! Nic Ci nie jest?!
        Podniosłam wzrok i zobaczyłam stojącego nade mną chłopaka.Już go dzisiaj widziałam. To był ten sam chłopak, do którego się uśmiechałam, gdy po raz pierwszy mijałam grupkę Dereka na schodach. Chłopak podszedł do mnie bliżej i wyciągnął ku mnie ręce.
- Możesz wstać? Jesteś ranna?- Dopytywał, coraz bardziej się denerwując.
- Nie, nie, nic mi nie jest...- Powiedziałam i spróbowałam się podnieść.- Aaass...- Wyrwało się z moich ust, gdy tylko chwyciłam się barierki i postawiłam nogę.
        Chłopak natychmiast podbiegł do mnie i chwycił mnie w pasie, pomagając mi wstać. Spojrzałam w dół. Z kolan powoli sączyła się krew a prawa kostka była cała sina i spuchnięta. Nie mogłam jej nawet dobrze wyprostować a co dopiero mówić o chodzeniu.
- Skręcona. Lepiej usiądź a ja zawołam Dereka...
- Nie!- Krzyknęłam, wprawiając chłopak w osłupienie.- Nikogo nie wołaj. A już na pewno nie Dereka. Ostatnią rzeczą jaką bym dzisiaj chciała, to patrzeć na jego irytujący uśmieszek.
- Aż tak go nie lubisz?- Spytał unosząc jedną brew ku górze.- Zwykle, działa na dziewczyny jak lep na muchy. A ty go po prostu nienawidzisz!- Dodał jeszcze bardziej nie dowierzając.- Choć zaniosę Cię do pokoju.- Mówiąc to podszedł do mnie i jednym ruchem podniósł jak małe dziecko, odruchowo chwyciłam się jego szyi.
        Wchodził po schodach, przestępując co drugi stopień. Przed drzwiami mojego pokoju staliśmy po niespełna minucie, a on nie miał nawet zadyszki. Nacisnęłam na klamkę i delikatnie pchnęłam drzwi.
- Zapraszam.
        Powiedziałam chcą rozładować napięcie. chłopak zaśmiał się krótko, ale po chwili wszedł ze mną do środka. Ostrożnie położył mnie na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. Uklęk przede mną i spojrzał uważnie na kostkę. Opuszkami palców chwycił ją i powolutku odwrócił, sprawiając mi przy tym nie miłosierny ból.
- Przepraszam!!- Zawołał słysząc moje syczenie.- Poczekaj tu na mnie.- Rzucił i wybiegł z pokoju.
        Spojrzałam na kostkę. Była sino-czerwona i opuchnięta, z kolan przestała już lecieć krew, ale zastygnięte smugi krwi na łydkach i pył nie wyglądały najpiękniej.
- Już jestem!-Usłyszałam głos chłopaka który w biegiem wpadł do pokoju. Mimo bólu na mojej twarzy malował się wyraz zadowolenia i radości.- Mam apteczkę i... Co Cię tak śmieszy?- Spytał, patrząc się na mnie jak na wariatkę.
- Przepraszam, ale chodzi o to, że ja nie wiem nawet jak masz na imię.- Chłopak zaczerwienił się i spuścił wzrok.- Jestem Awaragona.- Powiedziałam, wyciągając ku niemu dłoń.
- Igiler Dakova z rodu Qline.- Powiedział chwytając moja dłoń.- A teraz się nie ruszaj... Zobaczmy co my tutaj mamy? O! Najpierw zajmiemy się kostką.- Wyciągnął z apteczki dwa bandaże i jakiś żel, zdjął buta i zabrał się do opatrywania.- Może trochę boleć, ale muszę wsmarować ci maść na znieczulenie, a potem nastawić ci tę kostkę.
-Że co?!- Zawołałam przerażona.
- Nie bój się, mój ojciec jest lekarzem. Takie przypadki widzę podczas pomagania ojcu prawię codziennie.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie radośnie.- A tak w ogóle to...- Dodał i pociągną moją kostkę wykręcając ją w prawo. Usłyszałam cichy trzask i krótki pulsujący ból, który zaraz zastąpiło odrętwienie.- I po krzyku. Teraz tylko ją owiniemy i zajmiemy się kolanami.
        Powiedział i zabrał się do owijanie bandażem nadal spuchniętej, choć już o wiele mnie bolącej kostki. Gdy skończył wstał i usiadł koło mnie. 
- I jak?- Spytał.- Już lepiej?
- W zasadzie to tak. Już mnie tak nie boli.- Powiedziałam.- Dziękuję.
- Jeszce mi nie dziękuj. Teraz zabieram się za kolana.- Rzucił i z powrotem uklęk przede mną.- Tym razem będę delikatny.- Powiedział i zabrał się do oczyszczania ran, w czasie gdy ja splunęłam rumieńcem.
- Skończone!- Powiedział Igiler i spojrzał na mnie, na moją twarz znów wstąpiły rumieńce.- Odpocznij teraz. Jeśli chcesz, to mogę przyjść jutro do ciebie. Pogadamy sobie i...
- Dobrze!- Samowolnie wyrwało mi się z ust. Chłopak uśmiechnął się prze szczęśliwy, a w oczach zabłysły mu iskierki.- Przyjdź jutro o 14.30 zjemy razem obiad.
- Dobra!- Powiedział, wciąż nie ukrywając entuzjazmu.- To ja już pójdę... Dobranoc Awaragono i do jutra...
- Dobranoc, do zobaczenia.- Powiedziałam i wpatrywałam się w znikająca za drzwiami sylwetkę. 
        Na szczęście, koszula nocna była pod poduszką, gdzie ją rano zostawiłam. Powieli i strasznie ślamazarnie przebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. Zamknęłam oczy czekając na sen.

Brak komentarzy: