O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

czwartek, 16 sierpnia 2012

Księga1 - Rozdział 20

- Znam Endi od małego.- Powiedział mężczyzna.- Ale najlepiej wspominam lata w szkole. To jest zdjęcie zrobione w czasie kilkudniowej wycieczki w góry.- Wskazał jedno ze zdjęć.- Pamiętam, jak ja i twoja matka zgubiliśmy się podczas tej wycieczki.- Zaśmiał się cicho.- Najlepsze było to, że tak naprawdę byliśmy tylko niecały kilometr od trasy na której znajdywała się reszta naszej grupy, ale po kilku godzinach spędzonych w niedźwiedziej jaskini...
- Niedźwiedziej jaskini??!!- Zawołałam, jednocześnie z przerażenia i niedowierzania.
- Tak...- Pokiwał powoli głową, jakby sam zastanawiał się czy dobrze mówi.- Tak jak mówisz, twoja matka umie rozmawiać ze zwierzętami, ma moc natury...- Gdy to mówił uśmiechał się, nadal wspominając dawne czasy.
- To Pan nic nie wie?- Spytałam ściszonym głosem, gdy doszło do mnie, że mówi o mojej matce jakby wciąż żyła, tylko, że nie było jej tu z nami.
- O czym nie wiem?
      Spuściłam wzrok nie chcąc patrzeć mu w oczy. Widziałam jak cieszył się gdy mówił o mojej matce, i na pewno miał ją za świetną przyjaciółkę. Odetchnęłam głęboko, pozwalając moim ustom mówić.
- Moja matka a także ojciec nie żyją.- Powiedziałam, lecz nie udało mi się opanować emocji i głos mi się załamał.
      Ojciec Igilera podszedł do mnie z miną mówiąca " O czym ty do mnie mówisz??", następnie położył mi na kolanach album. Spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem i przytulił mocno jak własna córkę, głaszcząc jednocześnie wolną dłonią po głowie. Szeptał mi coś do ucha, żebym się uspokoiła, że nie chciał mi sprawić bólu...
      Nagle przypomniało mi się, jak mówił, że moja mama umiała rozmawiać ze zwierzętami, i że miała jakąś moc natury? Podniosłam głowę wycierając przy tym łzy wierzchem dłoni. Darren wciąż się na mnie patrzył z ojcowskim zatroskaniem na twarzy, lecz po kilku próbach ponownego pocieszania mnie, dał sobie spokój i podał mi tylko chusteczki, które wtedy były dla mnie zbawianiem.
- Mówił Pan, z moją mama...- Zamilkłam nie wiedząc jak to pytanie sformułować, ale po krótkiej chwili zdecydowałam się pytać w prost.- Że, moja mata miała dar natury i rozmawiał ze zwierzętami? To śmieszne!- Powiedziałam- Pamiętam, że zawsze świetnie radziła sobie z nimi, dlatego też była weterynarzem... Ale nie przypominam sobie, aby gadała sobie z nimi, jak z koleżankami przy kawie...- Zamilkłam zauważając, że mój głos robi się coraz bardziej piskliwy. 
      Spojrzałam na stojącego nade mną mężczyznę, jego twarz miała kolor przybrudzonej bieli a oczy zdawały się być czarne jak dwa kawałki węgla. Mierzyliśmy się wzrokiem, a na moich plecach stawało dęba coraz więcej włosków.
- To ty nie wiesz, że...- Szeptał, tak cicho, że ledwie rozumiałam.- Nie wiesz, że, ty, bo...
- Ojcze!?- Przerwał mu czyjś głos, a po chwili przede mną stał już Reber. Chłopak ubrany był w luźne dresy i czarny obcisły podkoszulek podkreślający muskulaturę właściciela. Przyjrzałam mu się uważniej. Był można powiedzieć zupełnym przeciwieństwem Igilera. Większy, umięśniony, choć Igliler też był, ale przy starszym bracie wyglądał jak ratlerek przy pitbulu, lecz były też cechy które działały na korzyść Igiego. Chłopak był bystry, przyjacielski, miły, uczciwy...- Ojcze, co się stało?!- Podbiegł do niego i pomógł mu usiąść.- Gdzie masz leki?- Spytał coraz bardziej przypominając mi opiekuńczego Igilera.- Ojcze!!- Powtórzył podnosząc głos.
      Przyglądałam się temu, nabierając coraz większego przekonania, że to przeze mnie. Podeszłam do klękającego obok ojca Rebera i położyłam mu dłoń na ramieniu. Chłopak podniósł na mnie wzrok i podniósł się gwałtownie.
- Zostań z nim a ja pobiegnę po leki...- Rzucił i ruszył w stronę drzwi.- Jeśli będzie gorzej krzycz!- Zawołał biegnąc już korytarzem.
      Pochyliłam się nad wciąż blednącym mężczyzną. Wbił we mnie błagalne spojrzenie, co nie dodało mi otuchy. Podniósł rękę i chwycił mnie za dłoń.
- Proszę, pomóż mi...- Wyszeptał.- Błagam...
- Ale jak?! Przecież Reber pobiegł po...- Mój głos stawał się coraz wyższy, lecz widząc jak on na mnie patrzy od razu wzięłam się w garść, a przynajmniej próbowałam.- Dobrze, co mam zrobić?- Spytałam.
      Myślałam, że powie mi gdzie są jakieś tabletki, albo coś innego, ale... 
- Połóż swoje dłonie na mojej prawej piersi. Trochę wyżej...-Dodał, gdy położyłam swoje dłonie tuż nad jego sercem.- A teraz pomyśl sobie, że przez twoje dłonie przepływa...- Zamilkł na chwilę, po czym dodał, gdy zaczerpnął nowego tchu.- Pomyśl jak przepływa przez nie moc... Wiem, że to trudne, ale wyobraź ją sobie jako prąd.
      Skupiłam się na jego słowach. Zrobiłam tak, jak to powiedział. Wyobraziłam sobie, że z samego środka mego ciała wydostaję i rozlewa się po całej jego powierzchni, a kiedy tak się już stało wypuściłam całą energię przez dłonie, wprost do ciała mężczyzny. 
- Dziękuję...- Wyszeptał i zamknął oczy.
      Patrzyłam jak jego klatka zaczyna znów powoli unosić się i opadać, a na twarz zaczęły wracać kolory. Dopiero po chwili doszło do mnie co zrobiłam. Pomogłam mu jedynie przykładając rękę do piersi... 
     Mój wewnętrzny monolog przerwał mi dźwięk otwierających się drzwi w których stał zdyszany Reber wraz z jeszcze bardziej zdyszanym Igilerem.
- Co się stało?!- Spytali obaj jednocześnie, po czym spojrzeli na wyraz spokoju i opanowania na twarzy śpiącego ojca.
- Co zrobiłaś!!??- Warknął Reber ruszając w moją stronę piorunując jednocześnie morderczym spojrzeniem.- Kim ty w ogóle jesteś, co?!
- Ja...
- Wyjdź!- Warknął.- No wynocha!!- Krzyknął tak mocno i z taką złością, że aż podskoczyłam.
      Ze łzami w oczach wyszłam pospiesznie z biblioteczki i ruszyłam w stronę wyjścia, gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, rzuciłam się biegiem w stronę czarnej ściany lasu.
-----------------
--------------------------------
      Nie pamiętam gdzie i jak długo biegłam. Postanowiłam jedynie, że jak najdalej. W końcu moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, więc runęłam na zimną, czarną i mokra ziemię, zahaczając o wystający korzeń. Podciągnęłam się na łokciach i stęknęłam z bólu. Wstałam po woli i ruszyłam dalej, lecz już nie biegiem, a powolnym i mozolnym chodem. Moja droga trwała jeszcze kilka minut, gdy doszłam do niewielkiego strumyka. Opukałam w nim ubłocone dłonie i przepłukałam twarz. Moją uwagę przykuło jakieś poruszenie po drugiej stronie brzegu. Czułam na sobie czyjeś mordercze i złowrogie, lecz jednocześnie zaciekawione spojrzenie. Podskoczyłam z krzykiem, gdy do moich uszu doszedł odgłos trzaskających gałęzi i cichego łomotu, jakby coś dużego zeskoczyło z drzewa znajdującego się kilka kroków ode mnie. Odwróciłam się, lecz niczego nie zobaczyłam oprócz szarości i trochę ciemniejszych pni drzew.
      Znów poczułam na plecach czyjeś spojrzenie odwróciłam się ponownie, ale było już za późno aby zareagować. Kij grubości mojego nadgarstka leciał w stronę mojej głowy. Pamiętam tylko mój krzyk odbijający się echem od drzew i ciemność która po tym nastała.

Brak komentarzy: