O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

niedziela, 20 maja 2012

Księga 1 - Rozdział 15

        Drzwi uchyliły się, a ja ujrzałam wielki tłum ludzi, niektórzy stali w kilku osobowych grupkach, inny zaś siedzieli przy wielkim stole po prawej stronie. Reszta zgromadzonych tańczyła w parach w rytm muzyki granej przez orkiestrę, która stała po przeciwległej stronie do stołu. 
        Gdy tylko rozległ się huk po zamknięciu drzwi, gwar rozmów i muzyka ucichły, a wszystkie twarze były zwrócone w moja stronę. Moja twarz przybrała czerwoną barwę, a reszta ciała próbowała się schować za stojącym obok Natanielem. Niestety on miał inne plany, Odsunął się w bok i stanął na baczność.
- Panienka Awaragona!- Ryknął na całe gardło, jakby chciał przekrzyczeć milczący tłum, po czym odwrócił się do mnie iż szatańskim uśmieszkiem.- Teraz twoja kolej, pokaż na co cię stać. I pamiętaj o zasadach dobrego zachowania, którego cie uczyłem przez ostatni miesiąc!- Powiedział po cichu i odszedł.
        Teraz to już zamarłam, a moja twarz z czerwonej barwy przeszła w biel. Ruszyłam stronę stołu, aby wziąć jedno z krzeseł i usiąść pod ścianą w niewidocznym miejscu jak to robiłam na poprzednich takich imprezach. Miałam już chwytać jedno z krzeseł, ale czyjaś ręka złapała mnie za ramię. 
        Był to starszy mężczyzna, z widocznymi oznakami starzenia się, lecz jego błękitne oczy nadal iskrzyły młodzieńczym blaskiem. 
- Jeśli można, chciałbym się Panience przedstawić, Lunar von Erivor z rodu Faren.- Powiedział, po czym ukłonił mi się.
- Miło mi pana poznać.- Mówiąc to również wykonałam ukłon w jego stronę.- Nazywam się Awaragona Hodon...
- A więc to prawda...- Powiedział mężczyzna, po czym spojrzała na moje ramię na którym mam bliznę w kształcie gwiazdy, a jego oczy jeszcze bardziej rozbłysły z ekscytacji.
- Mogła bym wiedzieć, o czym Pan mówi?- Spytałam lekko przekrzywiając głowę w bok.
- Ach, przepraszam, zapomnijmy, że cokolwiek mówiłem.- Odpowiedział, ale jego twarz zdradzała, że myślami jest całkiem gdzie indziej.- Teraz niestety muszę już panienkę opuścić, ale mam nadzieję, iż jeszcze zamienimy słówko.
- Oczywiście, z wielka przyjemnością.- Rzekłam posłałam mu miły uśmiech, po czym patrzyłam w odchodzącą sylwetkę mężczyzny.
        Odetchnęłam głęboko i osunęłam się stojące obok mnie krzesło.Uch, myślałam, że już nie pójdzie... Poczułam ukłucie pragnienia, więc postanowiłam podejść do jednego ze stolików na którym stały kieliszki. Chwyciłam jeden stojący z brzegu i delikatnie go uchyliłam. To mi nie wystarczy. Stwierdziłam, gdy wypiłam cały, więc chwyciłam za drugi.
- Widzę, że dobrze się bawisz.- Ten głos rozpoznała bym wszędzie, nawet gdybym była głucha. Jednym słowem : Derek.
        Odwróciłam się z niechęcią i obdarzyłam go takim samym spojrzeniem jak wcześniej na schodach. Na jego twarzy malował się ten sam irytujący uśmieszek co zawsze.
- Ach, to tylko ty...- Powiedziałam i spojrzałam gdzieś za nim, udając, że kogoś szukam, jednym okiem zaś patrzyłam na jego twarz, która coraz bardziej robiła się czerwona ze złości.- A teraz muszę was niestety przeprosić.- dodałam i ruszyłam w stronę drzwi.


                                                              * * *


Tego mi było trzeba... Spokój i cisza...
        Pomyślałam, gdy chodziłam alejkami  ogrodu, znajdującego się na tyłach rezydencji. Chłodne, aczkolwiek przyjemne powietrze owiewało moją twarz a delikatny wiatr, grał kojącą melodie w koronach drzew. Tą cudowną oazę spokoju przerwał mi krótki krzyk dobiegający z okolic stajni. Rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie widziałam, więc ruszyłam w stronę z której dobiegł mnie krzyk.
        Po chwili znalazłam się przed stajniami. Rozejrzałam się, ale było za ciemno abym co kol wiek mogła zobaczyć.
- Jest tu ktoś?!- Krzyknęłam w ciemność, czekając na odpowiedź.- Halo! Słyszałam krzyk i...
        Nagły trzask gałązek za mną napawał mnie strachem, po woli się odwróciłam, lecz nic nie widziałam. Tu chyba nikogo nie ma... Może miałam jakieś... Poczułam czyjś oddech na karku, a zaraz po tym czyjeś silne ręce trzymały mnie w żelaznym uścisku. Sądząc po sile, nie mogła to być kobieta. Szarpałam się ale na darmo. Niski gardłowy rechot dobiegający zza moich pleców, przeszedł w parszywy śmiech. Tuż przede mną rozbłysła mała kulka świetlna, po czym z mroku wyłoniła się malutka twarz, trochę przypominająca elfią. 
- Ceryni, puść ją. - Powiedział, cichutki melodyjny głosik.
        Kula światła jakby eksplodowała, rozświetlając cała polanę, przed stajniami. Przede mną stała, niziutka dziewczyna w zielonej sukience, która idealnie pasowała do jej złotych blond włosów. Ale kto, lub co, stoi za mną?! Pomyślałam i powoli się odwróciłam.
- O MÓJ BOŻE!!- Krzyknęłam i zrobiłam kilka kroków w tył.
        To co mnie trzymało, to nie była nawet człowiek, to była jakaś włochata bestia. Wielkie włochate, przypominające trochę przerośniętego wilka. Spojrzałam w dól, zamiast łap miał wielkie kopyta, a górne kończyny były zakończone ostrymi pazurami. Teraz to monstrum wlepiło we mnie swoje złoto zielone ślepia. Po chwili kucnęło przyglądając mi się jeszcze bardziej i wyszczerzył rząd ogromnych zębów, po czym ruszyło w moją stronę.
- Polubił Cię.- Powiedziała stojąca za mną dziewczynka i ruszyła w jego stronę- Nie ma się co bać. Mój kochany Ceryni, wystraszyłeś się pani, tak?- Mówiła do niego, jak do jakiegoś zwierzaczka domowego...
- Co jest?! Kim ty jesteś?! I co tu robisz?!- Zadawałam pytania nie spuszczając wzrok  z bestii.
- Ja jestem...
-  Atanazjo von Erivor.- Rozległ się donośny głos. O nie to Nataniel. Powiem, że... Co ja właściwie powiem... Tuż przede mną stoi wielki włochaty potwór, a ja się martwię co powiem Natanielowi? Yhm... Czasem to naprawdę mam głupie pomysły...
- Awaragona?! To znaczy, co panienka tutaj robi?!- Nataniel stał właśnie obok mnie, wpatrując się we mnie badawczo.- Co się stało?- 
        Nic nie mówiąc wskazałam palcem na potwora przede mną.Nataniel powiódł wzrokiem we wskazanym kierunku i uśmiechnął się.
- Ceruś!!- Zawołał radośnie i podszedł do stwora. A ten zaczął się cieszyć, machać ogonem i przeskakiwać z nogi na nogę.
        Po chwili jednak na powrót przybrał poważna minę i spojrzał karcąco na dziewczynkę. Atanazja posłała mu radosny uśmiech i podbiegła do mnie.

- Natanielu, a ona nas widzi!- Zawołała do niego, po czym  spojrzała na mnie pytająco i badawczo.
        Nataniel westchnął i spojrzał z powrotem na Ceryniego i z powrotem na mnie.
- Tak Atanazjo, ona nas widzi i powiem ci coś jeszcze ciekawszego.- Powiedział Nataniel uśmiechając się do mnie.- Ona nawet nas słyszy.
- Tak?- Spytała z niedowierzaniem.- Jesteś śliczna!- Powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.- To prawda. Natanielu powiedz jej!
        Spojrzałam na niego, spuścił wzrok a na jego twarzy znów wystąpiło zakłopotanie.
- Chodźmy już, bo zaczynają się o nas niepokoić.- Powiedziała i ruszył w stronę rezydencji. Atanazja chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
- A co z...- Chciałam zapytać co z Cerynim, ale już go nie było.- Nieważne...
        Po chwili widzieliśmy już światła dobiegające z rezydencji...

Brak komentarzy: