O tym piszę...

Kiedy szesnastoletnia Awaragona Hodon traci rodziców, jej świat wywraca się do góry nogami. W jednym dniu straciła rodzinę, dom, a przede wszystkim rodziców. Po kilku miesiącach w domu dziecka, została adoptowana przez zamożnego arystokratę w średnim wieku Shara von Dakhana. Awaragona poznaje również Nataniela, służącego Shara z którym ewidentnie się zaprzyjaźnia. Mężczyzna jest dla niej jak ojciec. Niestety Dakhan posiada już jednego wychowanka, 18 letniego Dereka. Ma on kruczo- czarne włosy, ciemne oczy i jasną cerę, podrywa dziewczyny, ale nigdy nie był w żadnym stałym związku. Jest arogancki, a takie cechy jak uprzejmość i troskliwość próbuje w sobie ukryć. Z początku chłopak zdaje się nienawidzić Awaragony, lecz w krótkim czasie nienawiść zmieni się w uczucie...
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduję się, że nie jest zwykłą ludzką dziewczyną. W jej żyłach płynie najczystsza krew Siveda. A jej Fortiutudo, czyli siła jaką dysponuję przekracza wszelkie normy osób nazywanych Firmus, inaczej osób będących w wieku od 15 do 20 roku życia. Z czasem trafia przed oblicze Jaris, wyroczni która nakazuje wstąpić jej do Akademii Magii. Budynek tej szkoły znajduję się w mieście Ventar, po ulicach którego, przemykają wampiry, czarownicy i wilkołaki, trole i inne nadnaturalne istoty...
*-*Miłość jest niebezpieczna, ale magia jeszcze bardziej.*-*

sobota, 17 listopada 2012

Ksiega 2 - Rozdział 2

Na miejscu byliśmy po jakiś 4 godzinach jazdy. Na szczęście Nataniel pomyślał i przygotował jakiś prowiant na drogę. Więc całe 4 godziny opychałam się wszystkim, co znalazłam w koszu, który próbował chyba schować, ponieważ postawił go na przednim siedzeniu obok szofera. Najlepsze były te babeczki czekoladowe z wiśniami w środku...
- Awaragono?- Wyrwał mnie z zamyślenia Shar, spoglądając na mnie jak na pociesznego szczeniaka. To pewnie, dlatego, że siedziałam z koszem na kolanach, cały czas szukając w nim czegoś słodkiego.- Już jesteśmy.- Powiedział, śmiejąc się z mojej zaskoczonej miny.
- Już?! -Zawołałam.-To znaczy. Już dojechaliśmy?- Spytałam, teraz już spokojniej.
- Tak już jesteśmy, pomyślałem, więc, że powinnaś jednak wysiąść z auta.- Dodał i wyszedł.
- Ale koszyk, to ty mi tutaj zostaw!- Usłyszałam śmiejący się głos Nataniela.
- Oj no dobra...- Burknęłam i wyszłam.- Ale masz mi nic nie podjadać!- Zaśmiałam się również i podbiegłam do idącego już Shara.
      Szliśmy teraz, po wykładanym, z idealnie pasujących do siebie kamieni chodniku, a raczej ścieżce, w stronę małego pałacyku. Przed głównym wejściem zatrzymała nas straż. Dwóch mężczyzn, ubranych w takie same stroje, lecz najbardziej zadziwiło mnie to, że oby dwaj mieli zieloną skórę i ognisto czerwone włosy. Różnił ich wiek i to, że ten młodszy wyglądał na wesołego, natomiast drugi, był jego totalnym przeciwieństwem. Wesoły spojrzał na mnie i puścił do mnie oczko. Zarumieniona spuściłam głowę.
- To jest ta słynna Awaragona? Tia?- Zapytał starszy mężczyzna, który skończył rozmowę z Share i przeniósł wzrok na mnie.

- W rzeczy samej, zgadłeś. Undo poznaj Awaragonę Hodon.- Odpowiedział Shar i odsunął się kawałek, aby lepiej było mnie widać.- Awaragono to jest Undo- Wskazał na mężczyznę a on wykonał głęboki ukłon w moją stronę, odpowiedziałam mu mimowolnym dygnięciem.- Natomiast ten młodzieniec to Kredo, syn Undo.- On również ukłonił się, po czym podszedł do mnie bliżej złapał mnie delikatnie za dłoń i włożył na jej wierzchu delikatny pocałunek, a w miejscy gdzie jego usta dotknęły skóry pozostał malutki gilgoczący ślad.
- Miałeś racje  przyjacielu, ma ogromny potencjał. Tylko czy...- Przerwało mu uderzenie dzwona, po czym brama, pod która staliśmy z cichym stęknięciem zaczęła się otwierać.
- Mówiłem ci, lecz to rozmowa a na inny wieczór. Tak poza tym to zapraszam was, ciebie jak i syna, do mnie na kolacje? Co ty na to?
-  Ojcze zgódź się, błagam!?- Podbiegł do niego Kredo i spojrzał na niego błagalnie, mężczyzna tylko się zaśmiał i powiedział.
- Niech ci będzie, Dobrze Sharze wiesz, że nie umiałbym ci odmówić. O której mamy być?
- Możecie zabrać się z nami moim autem. Przenocujemy was a jutro moi ludzie odstawią was bezpiecznie do domu.
      Usłyszałam ciche takkk, wypowiadane przez Kredo, po czym poczułam na sobie czyjeś spojrzenie rozejrzałam się dookoła, lecz nie zauważyłam nikogo oprócz nas. Chwile później staliśmy już przed drzwiami Pałacyku, a Shar pogłaskał mnie po ramieniu.
- Będzie dobrze, nic się nie bój.
      Myślałam, że serce wyskoczy ze mnie, zatańczy kankana i pobiegnie dalej. Spojrzałam przestraszona i zaniepokojona na Shara, ale on tego nie zauważył, zamiast tego stał, wpatrując się intensywnie w drzwi budynku. Ponownie poczułam na moim ciele czyjeś spojrzenie, lecz te było jeszcze gorsze od tego poprzedniego. Bardziej natarczywe, bardziej przenikliwe, wręcz brutalne...
      Moje wewnętrzne rozterki przerwał mi Undo, który podszedł niezwykle cicho, za to niechcący, jak mi się wydawało, szturchając mnie w ramie, aby w końcu dojść do Shara i wyszeptać mu coś na ucho. Na te słowa mężczyzna szybko się wyprostował i podszedł do mnie bliżej.
- Musisz już iść... My nie możemy tam wejść, ale nie bój się cały czas tutaj będę... No leć już wyrocznia nie lubi czekać.d..
      W odpowiedzi pokiwałam tylko głową, gdyż z moich ust nie zdołał wydostać się jakikolwiek dźwięk. Chwyciłam za klamkę, a po moim ciele przebiegły ciarki, następnie uchyliłam drzwi i powoli weszłam do środka. Okazało się, że wyglądający na dość spory pałacyk, tak naprawdę był jedna mała salą. Dookoła wisiały jakieś niezrozumiałe, aczkolwiek jakieś znajome znaki i rysunki, przypominające trochę, połączenie run z hieroglifami, lub innymi starożytnymi znakami. Podeszłam do jednego z nich. Był to kwadrat, a w każdym z jego kątów był jakiś symbol Podobny symbol widniał również na samy środku owej figury. Spojrzałam trochę niżej, zauważając napis głoszący: Novam Vitam in Quatuor Elementa: IGNIS, TERRA, AER, AQUA. I coś jeszcze, aczkolwiek ostatni wyraz był zamazany... Przygadałam się następnym rysunkom, wpadając w coraz to większą złość, nie wiedząc do końca co one znaczą...
    Nagle, poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Zamarłam w bez ruchu bojąc się odwrócić. Usłyszałam czyjeś ciche westchnięcie po czym ktoś chwycił mnie za dłoń zmuszając do odwrócenia się. Nie wiem dlaczego, lecz zamknęłam oczy myśląc, że coś mi to da. Niestety nie dało to nic, oprócz możliwości usłyszenia czyjegoś chichotu. Powoli otworzyłam oczy. 
       Przede mną stała starsza kobieta, wpatrując się we mnie z rozbawieniem. 
- Jestem Sapientia et Scientia, lecz bardziej znana, jako Wyrocznia. A ty moja droga, pewnie Awaragona.- Powiedziała, uśmiechając się do mnie promiennie.- Co cie do mnie sprowadza? 
- Ja...- Ni zdarzyłam jeszcze nic powiedzieć , gdyż mi przerwała. 
- Ach... Już  wiem. Daj rękę dziecko...- Bez żadnego ale, wykonałam jej polecenie.- Hmm... Jesteś bardzo silna... I...- Po jej twarzy przebiegł wyraz przerażenia, lecz za chwilę, znów wyglądała tak samo. Zamknęła oczy a zmarszczki na jej czole pogłębiły się delikatnie.- Ale, przyszłaś do mnie po to by dowiedzieć się co masz dalej robić prawda?
      Znów nie dała mi dojść do słowa, zamiast tego, dalej mówiła.
- Moja odpowiedź jest taka, że powinnaś jak najszybciej znaleźć się w Akademii. Aczkolwiek, wiem, ze nie chcesz mieć z tym nic wspólnego, ale takie jest twoje przeznaczenie, niedługo znów się spotkamy, Filia Magicam Potentem.
      Po wymówieniu tych słów, kobieta zniknęła, komnatę zalała ciemność, a drzwi otworzyły się dając mi jedyne światło. Jak najszybciej ruszyłam w jego kierunku. Tak mi było spieszno, że nie zauważyłam stojącego zaraz za progiem Krego, powodując tym samym to, że wpadłam na niego całą masa ciała, a że nie był an to przygotowany uległ pod moim ciężarem i wylądował na ziemi a ja tuż na nim. Teraz jego zielona skóra przybrała kolor zbliżony do koloru jego włosów.
- O ktoś tu się zawstydził... - Zażartował sobie z syna Undo, powodując tym samym, że teraz był już cały czerwony i to dosłownie, niestety ja nie byłam mu dłużna i również spłonęłam rumieńcem.
- Możemy już jechać? Jestem nieco głodna...- Powiedziałam, próbując wstać pospiesznie, lecz i tak pomógł mi w tym Undo...
- Dobrze, ja również zgłodniałem...A przed nami jeszcze 4 godziny jazdy...
- Mamy jeszcze trochę jedzenia w koszu...- Powiedział, ale gdy zobaczyłam rozbawiona minę Shara trochę zwątpiłam...
- Jesteś pewna? Przypomnę ci tylko, że zostawiła ten kosz pod opieką Nataniela..-Zaśmiał się.- Więc mamy sam kosz...- Dodał ruszając w stronę auta.
      Westchnęłam, i ruszyłam za nim, a zaraz koło mnie pojawił się Kredo. Uśmiechnął się promiennie i trochę zalotnie, po czym chwycił mnie za rękę i wykrzyżował ją w łokciu ze swoją. Tam gdzie nasza skóra się stykała na początku poczułam znów to delikatne łaskotanie, ale po czasie przeszło i nie czułam nic oprócz ciepła.
- Miałem rację...- Usłyszeliśmy, gdy tyko podeszliśmy do samochodu.- Nataniel spał z głowa opartą o kierownice a kosz stał pusty na siedzeniu obok...
- Zaraz go obudzę...- powiedział Undo i wyszeptał jakieś słowa. 
      Nagle auto zaczęło samo trąbić, włączył się alarm, światła, silnik i wycieraczki. Nataniel zarwał się i wyskoczył przerażony z samochodu. Uspokoił się, gdy usłyszał nasze głośne śmiechy...
- Oj przyjacielu tego mi brakowało...- Powiedział prawie płacząc Shar i poklepał Undo po ramieniu.- Dobrze jedźmy już jeśli chcemy zjeść tą kolacje jeszcze dziś...
- Ale może ja poprowadzę.- Powiedział Undo i zasiadł na miejscu kierowcy. 
      Po tych słowach  wszyscy wsiedliśmy i dalej śmiejąc się z dalej zdezorientowanego Nataniela ruszyliśmy do domu... 

Brak komentarzy: